sobota, 27 sierpnia 2016

Przeprowadzka

Wróciłem!!! Ostatni post napisałem prawie dwa miesiące temu i od tego czasu wiele się zmieniło:

1. Wyprowadziłem się z rodzinnego domu. Powiem szczerze, nie tak łatwo było spakować prawie wszystkie swoje klamoty, ubrania, książki. Przez dwadzieścia sześć lat trochę tego się nazbierało... Gdy im bliżej było do wyprowadzki to pojawiały się coraz to nowe powody do wzruszeń. A to moja bratanica bała się, że teraz nie będzie mnie widywać i kto teraz będzie się z nią bawić... A to mama zaczęła mi pomagać się zapakować... Mój starszy brat poznał mojego partnera... Na koniec, gdy zacząłem z domu wynosić moje walizki, popłakaliśmy sobie trochę z mamą - to była naprawdę wzruszająca chwila. 

2. Razem z moim Skarbem wynajmujemy mieszkanie w Poznaniu. Dzisiaj właśnie mija tydzień od naszego wspólnego zamieszkania. Znaleźliśmy bardzo ładną, dużą kawalerkę i wcale dużo nie płacimy. Ogromną zaletą naszego lokum jest jego bliskość do mojej pracy i pracy mojego Skarba. Chyba lepiej trafić nie mogliśmy. Muszę jednak przyznać, że poprzednia lokatorka była niesamowitą syfiarą!!! Tak, syfiarą!!! Jak można mieszkać w mieszkaniu, gdzie nie widać rzeczywistego koloru wykładziny? O innych rzeczach już wspominać nie będę... Dla nas podstawową rzeczą było wezwanie karchera, żeby nam wszystko ładnie doczyścił, z kanapą i fotelami włącznie. Poza tym dwa dni spędziliśmy na myciu okien, zakładaniu moskitier oraz sprzątaniu kuchni, łazienki i garderoby. Za to teraz wszystko lśni i cieszy nasze oczy! :)

3. Mieszkanko urządziliśmy po swojemu i naszym zdaniem wygląda bardzo przytulnie. Szare narzuty, kolorowe poduchy, ogromna ilość książek w regałach, latarnia ze świecami, zdjęcia oraz wykonane własnoręcznie przez mojego Skarba "obrazy" nadają pokojowi naprawdę dużo uroku. Dzisiaj składaliśmy nową komodę pod telewizor, który zamierzamy kupić w przyszłym miesiącu. Zastanawiałem się kiedyś, jak można żyć bez telewizora - teraz juz wiem, że nie jest tak źle, szczególnie w dobie internetu. W kuchni mamy mały zielnik z przepięknie pachnacą miętą. Nawet łazienka, która na pierwszy rzut oka wyglądała zwyczajnie, dzięki naszym dodatkom zyskała naprawdę dużo.

4. Razem z nami są nasze dwa koty. Rodzice mojego partnera stwierdzili w czasie odwiedzin, że to one mają tutaj najlepiej. Chyba nawet im się tutaj podoba, bo po początkowym stresie związanym z przeprowadzką, teraz zachowują się już normalnie. 

5. A ja jednak trochę tęsknię za rodzicami i za moją małą bratanicą... Bardzo chciałem zamieszkać z moim partnerem i gdy już to nastąpiło, to jestem niesamowicie szczęśliwy, ale wydaje mi się też, że taka tęsknota za rodzinnym domem jest całkowicie normalna. Może i mój kontakt z rodzicami od jakichś dwóch lat nie był już taki, jak dawniej, ale mimo wszystko bardzo ich kocham. Wierzę, że w nie tak dalekiej przyszłości zaakceptują mój związek i oficjalnie poznają mojego wybranka. Żeby ktoś sobie nie pomyślał - niczego nie żałuję! Jestem bardzo szczęśliwy, że już tak codziennie mogę zasypiać i budzić się obok mężczyzny mojego życia, a w nocy do Niego się przytulać. 

6. W pracy się spełniam - tutaj akurat nic się nie zmieniło, więc niech tak będzie cały czas :D

7. Nie obiecuję, że będę pisać regularnie, bo sam nie wiem, jak to będzie. Nie rezygnuję jednak z pisania tutaj - postaram się co jakiś czas zostawiać ślad swojego istnienia :P

Do napisania!!!

środa, 6 lipca 2016

Po kryzysie, czyli wakacyjne plany

Mamy wakacje - to tyle...

Mój mężczyzna z racji swojego zawodu ma wolne, ale za to ja jestem w pracy... Na szczęście mam jednak trochę dni wolnych, więc będziemy starać się wykorzystywać je do maksimum. Na pewno zrobimy sobie jakąś jednodniową wycieczkę. Może np. do Torunia, bo nigdy tam nie byłem... Słyszałem, że do naprawdę ładne miasto, więc chyba warto się wybrać i spędzić trochę czasu na nadwiślańskich bulwarach... Na pewno zrobimy sobie wypad nad nasze jezioro, takie z czyściutką wodą i lasem zaraz za plażą... Myśleliśmy też o jakimś krótkim wypadzie nad morze, ale chyba ze względu na przeprowadzkę i planowane z nią wydatki, nie uda nam się tego planu zrealizować. Najważniejsze są priorytety. W końcu już dwa lata czekamy na nasze wspólne gniazdko i w te wakacje nasze marzenie się ziści :) W weekend pierwszy raz, tak na serio, przeglądaliśmy oferty mieszkań w Poznaniu i kilka nawet nam się spodobało. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Na samą przeprowadzkę jesteśmy raczej przygotowani, bo już od dawna kupowaliśmy sobie różnego rodzaju domowe sprzęty, które poukładane w kartonach składujemy w naszych garażach.

To, co napisałem powyżej, na pewno w żaden sposób nie łączy się z tym, co przeczytacie w tym akapicie. W międzyczasie znowu mieliśmy kryzys i rozstanie. Świat mi się zawalił. Przecież ja żyć bez Niego nie mogę! Myślałem już, że to koniec, ale jednak udało nam się wszystko pozbierać i kompleksowo wyjaśnić jeszcze tego samego dnia... To wszystko nie jest na moje nerwy (Billy, Twoje chyba też :P), więc mam nadzieję, że takiej sytuacji już nigdy sobie nie zafundujemy. Jak dwóch już od dawna dorosłych facetów może robić sobie takie rzeczy? To wychodzi samoczynnie, niestety..

Dobra, koniec biadolenia... To wszystko, to po prostu wina wysokiej temperatury w tym czasie :) Wytłumaczenie bardzo dobre :D

Do napisania!

czwartek, 23 czerwca 2016

Tęsknota

Znów się pojawiam... :)

W ostatnim czasie miałem bardzo dużo na głowie: praca i szkolenie w Warszawie, przygotowania do wesela brata, samo wesele + poprawiny, a po weselu dopadła mnie angina i wylądowałem w łóżku... Na tym wszystkim bardzo ucierpiał mój Skarb, bo nie miałem dla Niego zbyt wiele czasu. Powiedziałbym nawet, że to było takie "prawie nic". Chyba więcej czasu widzieliśmy się w pociągu, gdy razem jechaliśmy do pracy. No chyba, że policzymy jedną noc, którą udało nam się razem spędzić... Ale wszystko po kolei...


Wesele, jak wesele - ludzie się dobrze bawili. Zespół mieli naprawdę świetny - wszyscy go chwalili. Ja niestety nie miałem z kim się bawić, więc siedziałem i siedziałem... Powiem tak, było mi smutno, że całe nasze kuzynostwo zostało zaproszone z osobami towarzyszącymi, a na moim zaproszeniu byłem tylko ja. Nie oczekiwałem od mojego brata (nomen omen homofoba), zaproszenia mnie z moim partnerem, ale byłoby miło mieć kogokolwiek, z kim mógłbyś pogadać i trochę potańczyć, żeby nikt potem nie mógł mi zarzucić, że jest ze mną coś nie tak. Wiadomym jest przecież, że nie przyszedłbym z moim Skarbem, bo to nie na nas miała być skupiona uwaga wszystkich gości.  Gdy powiedziałem o tym mamie, usłyszałem słowa, że przecież brat nie zaprosiłby mnie z przyjacielem. Oznacza to, że mój partner, przynajmniej w mamy oczach, awansował na mojego przyjaciela - to jest naprawdę ogromny postęp. Już prawie dwa lata wiedzą o nas, więc w końcu przecież musi przyjść czas na akceptację...

Już na weselu nie czułem się za dobrze. Gdy tylko zaczęło mnie boleć gardło, od razu wiedziałem, że coś mi jest i szybko się to nie skończy. Po poprawinach pojechałem, do mojego Skarba. Wieczorem już nie byłem w stanie wrócić do domu. W poniedziałek męczyłem się w pracy - siedziałem nawet dobre 1,5 godziny na zapleczu, żeby spadła mi temperatura. I wziąłem dwa dni wolnego, które przeleżałem w łóżku... 

Dawno się z moim partnerem nie widziałem tak na dłużej - przez ostatnie trzy tygodnie chyba tylko raz spędziliśmy ze sobą więcej czasu (w nocy :D). Tak poza tym, to tylko jakieś krótkie spotkania. To zdecydowanie za mało!!! Bardzo za Nim tęsknię... Na szczęście wielkimi krokami zbliża się czas naszej planowanej przeprowadzki do Poznania. HA! Ale najpierw musimy wybrać mieszkanie, co wcale nie będzie takie łatwe, bo jesteśmy naprawdę wymagający :D

To ja już kończę, bo muszę wyszykować się dla mojego Billy'ego - dzisiejsze popołudnie mam zarezerwowane tylko dla Niego!!! 
Do napisania!!!

wtorek, 31 maja 2016

Moje poświęcenie

Dawno się nie odzywałem. Wiem, miałem pisać częściej, ale ostatnio wolnych chwil w mym kalendarzu brakuje. Wiele razy siadam do komputera, włączam opcję pisania nowego postu i stwierdzam, że nie mam sił, a jedyne o czym myślę, to moje łóżeczko. Przez ostatnie dwa miesiące moje życie obraca się wokół trzech tematów - praca, dom i mój Skarb, dla którego nie zawsze mam tyle czasu, ile obaj byśmy chcieli. Trochę się nawet o to kłócimy, w zasadzie nie tylko o to, bo też o moją fascynację pracą, o moje łamanie obietnic (nie zawsze celowe) i częstą zmianę zdania.


Okazało się też, że ja i mój partner mamy także troszeczkę inne poglądy na niektóre sprawy. Groziło to nawet rozstaniem z miłości. Ba! My nawet przez kilka godzin byliśmy singlami, ale udało nam się porozumieć. Dla naszego wspólnego dobra, bo bardzo mojego Skarba kocham, postanowiłem zrezygnować z jednego ze swoich marzeń, a raczej realizacji tego marzenia w pojedynkę, co umożliwia mi firma - chodzi o zagraniczne wyjazdy szkoleniowe. Jestem zdania, że jeśli firma daje Ci możliwości rozwoju i doskonalenia się, powinno się korzystać, bo później "przez przypadek" firma zrezygnuje z Ciebie. Dla mnie taka postawa jest świadomym zwalnianiem się z pracy - tak Misiu, cały czas tak myślę. Powiem szczerze, nie było to łatwe, ale czego nie zrobi się dla ukochanej osoby? Jakby nie było, jest to z mojej strony niemałe poświęcenie, które mam nadzieję, zostanie przez mojego partnera docenione. W końcu jest całym moim światem. Tak naprawdę, to zrobiło mi się jednak bardzo smutno, bo okazało się, że coś, co sprawiłoby mi dużą przyjemność a zarazem przydało w pracy, delikatnie mówiąc - nie spotkało się z akceptacją partnera. Niech mi teraz powie, że mi na Nim nie zależy :P Sam nie wiem, co było dla Niego ważniejszym argumentem: obawa, że Go zdradzę (chociaż wcale do tego nie potrzeba wyjazdów, o czym pisałem w jednym ze wcześniejszych postów) czy to, że będzie się o mnie bać i martwić. Tak właśnie teraz o tym pomyślałem....

Wiecie co? Ja nie będę od Niego wymagać żadnych poświęceń. To trochę nie jest w moim stylu - po prostu akceptuję Go ze wszystkimi Jego wadami i zaletami. Będę dopingował Go w realizowaniu swoich pasji oraz wspierał w dążeniu do wyznaczonego celu. Jeśli On będzie szczęśliwy, to i ja też będę!

sobota, 14 maja 2016

Coming out w pracy

Właśnie mija mój pierwszy miesiąc w nowej pracy. Muszę powiedzieć, że spełniam się tam całkowicie - chyba nic lepszego nie mogło mi się trafić. Mam już swoje małe sukcesy i to one napędzają mnie do bycia jeszcze lepszym w tym, co robię. Taki legalny doping. Pracuję z samymi kobietami i mnie osobiście bardzo to pasuje. W końcu jako gej, świetnie się z nimi dogaduję. Co najważniejsze - zostałem zaakceptowany jako pierwszy facet w oddziale. Wszyscy jesteśmy w podobnym wieku i tak naprawdę, to mamy podobne problemy... Wydawać by się mogło, że dla geja idealną pracą jest ta z innymi mężczyznami, ale w moim przypadku tak nie jest. Nie potrafię zrozumieć psychiki heteryków i ich seksistowskich żartów o kobietach.

Jakiś czas temu pisałem, że jestem gotowy na kolejne coming outy... Rozmawiałem też o tym z moim mężczyzną. Uświadamiał mnie, że moje koleżanki w pracy mogą podejrzewać mnie o bycie gejem. Twierdził, że moje zachowanie i sposób bycia mogą zdradzać orientację... Nie chciałem mu wierzyć, ale teraz przyznaję rację! 
 
Tak, kolejny coming out za mną, w dodatku taki trochę niespodziewany, bez żadnego przygotowania. Czwartek zaczął się fatalnie - zamiast 50 minut, do pracy jechałem 3 godziny... W pracy byłem spóźniony 1,5 godziny... Właśnie to wydarzenie stało się tematem mojej rozmowy z jedną z koleżanek z pracy. Pytała, czy zamierzam przeprowadzić się do Poznania. Oczywiście odpowiedziałem, że tak, ale latem, na przełomie lipca i sierpnia. Dalej zapytała: "Pokój czy mieszkanie?". "Mieszkanie" - odparłem. "Ale sam czy z kimś? A w ogóle to masz dziewczynę?". I tutaj bez żadnego namysłu, ale za to z rozbrajającą szczerością i wielkim uśmiechem odpowiedziałem: "Nie. Chłopaka...". Jej reakcja była rewelacyjna, tak mniej więcej: "No co ty? Wiedziałam! Tak coś podejrzewałam, bo jesteś zbyt zadbany i poukładany." Wiecie jak mi ulżyło? Dalej chwilę jeszcze porozmawialiśmy o moim Skarbie, ile ma lat, jak długo jesteśmy razem i że ma koleżankę bi... Powiem Wam, że było to przyjemne i bardzo dobrze czułem się z tym, że mogę o takich rzeczach swobodnie z kimś rozmawiać. Życzę każdemu z Was, żeby tylko takie reakcje towarzyszyły Waszym coming outom. Sobie także tego życzę. Gdy o całej tej sytuacji opowiedziałem  mojemu Słodziakowi, usłyszałem, że jest ze mnie dumny. To bardzo miłe! Dziękuję!

Chyba teraz będzie mi już łatwiej, a poza tym - bardzo tego chcę. Chcę żyć otwarcie, dzielić się z innymi moim szczęściem... Wiem, na wszystko przyjdzie czas, ale już teraz planuję stawianie kolejnych kroków :)

piątek, 6 maja 2016

Post muzyczny - Eurowizja

Wielkimi krokami zbliża się kolejna Eurowizja. Od zawsze lubiłem oglądać transmisje z tego festiwalu. I w tym roku na pewno też będę oglądać. Za sobą mam już przesłuchanie wszystkich konkursowych piosenek, więc mam też swoich faworytów. Moja dziesiątka to: Justs z Łotwy, Jamala z Ukrainy, Amir z Francji, Dami In z Australii, Sergey Lazarev z Rosji, Greta Salóme z Islandii, Lighthouse X z Danii, Barei z Hiszpanii, Samra z Azerbejdżanu i będąc patriotą - nasz Michał Szpak. Nasza piosenka nie przypadła mi do gustu, a nawet powiem, że jej nie lubię. Wiem jednak, że wielu ludziom naprawdę się podoba (i to nie tylko w Polsce), więc szanuję gust innych. Ja i mój partner zagłosowaliśmy na Edytę Górniak - szkoda, że się jej nie udało. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś zdecyduje się na występ...


Mimo, iż dla wielu Eurowizja to festiwal kiczu i tandety, to jednak nikt jeszcze nie wymyślił innego sposobu na promowanie w Europie (ale i nie tylko) mniej znanych artystów z mniejszych krajów. Gdyby nie Eurowizja, nigdy bym nie usłyszał "Love Injected" fantastycznej Aminaty Savadogo z Łotwy. Dla mnie była to najlepsza piosenka zeszłorocznego konkursu. Oj! Miałem wtedy ciarki! W tym roku także najbardziej spodobała mi się łotewska piosenka. I to wcale nie tylko dlatego, że śpiewający ją Justs jest przystojny. Okazało się, że muzykę i słowa napisała wspomniana już przeze mnie Aminata. "Heartbeat" to naprawdę dobra piosenka i w tym roku prawdopodobnie na nią zagłosuję.

Prawdą jest, że wiele krajów stosuje głosowanie sąsiedzkie, przyjacielskie. Wiadomo, że Europa Wschodnia głosuje na siebie, Bałkany na siebie, a Skandynawia na siebie. Tylko my, Polacy, jesteśmy takimi sierotkami, których nikt nie lubi. Zmiany w sposobie punktacji chyba jednak zmierzają w dobrą stronę, bo przez ostatnie dwa lata udawało nam się dostać do finału konkursu. Chociaż nadal mamy niemalże stuprocentową pewność, że Cypr i Grecja wymienią się dwunastkami, albo że Armenia i Azerbejdżan dadzą sobie jakże okrągłe "0". Niestety, trochę polityki zawsze w tym będzie.

Wracając do zeszłorocznej Eurowizji. Wygrał ją Måns Zelmerlöw, który pozował nago w brytyjskim magazynie dla gejów i biseksualistów Gay Times (GT). Wokalista tuż przed konkursem zasłynął wypowiedzią, że homoseksualizm nie jest normalny, co wywołało duże oburzenie wśród fanów Eurowizji. Później tłumaczył, że jego słowa zostały błędnie odebrane, a osobiście bardzo szanuje osoby homoseksualne. Rozumiem go, bo z własnego doświadczenia wiem, że nie zawsze powie się to, co naprawdę chce się powiedzieć. Czasami już zastosowanie skrótu myślowego, może diametralnie zmienić sens naszej wypowiedzi.

Kto wygra w tym roku? Przekonamy się w sobotę, 14 maja, w godzinach bardzo późnowieczornych :)

wtorek, 3 maja 2016

Ciężkie dni

Dziś mam ciężki dzień...
Ciężkie dni za mną...
Kolejne ciężkie dni przede mną...

Jestem rozkojarzony, nieobecny, sfrustrowany, bezsilny...
Rozmyślam, zamartwiam się...
Gadam głupoty, mam najgorsze myśli...

I ten mętlik w głowie...
Nikt mnie nie rozumie...
Znikąd wsparcia...

Wiem, nie jestem ideałem...
Mam swoje za uszami...
Ale nie jestem zły...

Chciałbym być silny...
Nie jestem...
I pewnie nigdy nie będę...

Nawarstwiające się problemy...
Pozostawiony sam sobie...
Bez perspektyw...

środa, 27 kwietnia 2016

Zazdrość w związku

Na wstępie chciałem Was przeprosić za to, że tak rzadko się odzywam. Ostatnio w moim życiu dużo się dzieje. Są to rzeczy i pozytywne, i niestety także negatywne. Udało mi się jednak znaleźć odrobinę czasu na napisanie kolejnego posta. Początkowo myślałem, że nie będę mieć większych problemów z regularnym pisaniem, ale okazało się, że byłem w błędzie - praca robi swoje, a każdą wolną chwilę staram się spędzać z moim Skarbem. Obiecuję jednak, że bloga nie porzucę. To nie jest w moim stylu! :)

Tak się właśnie zastanawiam, jak to jest z tą zazdrością w związku i czy "nie ma miłości bez zazdrości". Z jednej strony - gdy jej nie ma, to może to oznaczać, że ufamy partnerowi bezgranicznie lub wg innej interpretacji - w ogóle nam na nim nie zależy. Z drugiej trony, gdy zazdrość jest, możemy myśleć, że partner nam nie ufa albo wręcz przeciwnie - bardzo nas kocha. I bądź tu człowieku mądry! W zasadzie nie samo uczucie zazdrości, ale zachowanie spowodowane tym uczuciem jest tutaj głównym problemem. Nie wyobrażam sobie chorobliwej zazdrości obsesyjnej, bo ona działa na związek destrukcyjnie i prędzej czy później taka para rozstanie się. Zakładając  z góry możliwość zdrady, sami stawiamy związek na straconej pozycji. To jest przypadek, gdy obie osoby nie mają życia. Zazdrosny ma manię zdrady, a ten drugi czuje się osaczony. Jeśli zazdrość zdominuje wszelkie inne uczucia w związku, partnerstwo będzie poważnie zagrożone. Brak zaufania, podejrzliwość, nadzorowanie życia partnera, próby zamknięcia go w złotej klatce – to wszystko jest pochodnym zazdrości. Takie coś nigdy nie jest korzystne dla nikogo. Urządzanie scen zazdrości przy znajomych, szpiegowanie komputera czy telefonu partnera, natarczywe telefony do pracy – wszystko to uderza bezpośrednio w fundamentalne dla istnienia związku obustronne zaufanie.

Ważne jest, by każdy miał w związku swoją życiową przestrzeń. Każdy potrzebuje czasu na swoje własne sprawy, w których obecność drugiej osoby nie jest potrzebna. Może partner ma jakieś swoje osobliwe hobby? Może chciałby się spotkać ze swoimi starymi znajomymi? A może potrzebuje chwili wyciszenia? Kłótnie, zazdrość i wszelkie podejrzenia są tu nie na miejscu. Nie możemy irytować się taką sytuacją, a już ma pewno nie możemy takiej irytacji ostentacyjnie okazywać. W przypadku większości związków odrobina przestrzeni dla każdego z partnerów pomaga w podtrzymywaniu uczucia oraz sprawia, że nigdy nie brakuje im tematów do rozmów. W rzeczywistości nie tylko nasi partnerzy, ale także i my potrzebujemy chwili tylko dla siebie. W przeciwnym razie, będziemy się od siebie oddalać, aż w końcu się rozstaniemy. Przecież nikt z nas tego nie chce. Pamiętajmy też, że obsesyjną zazdrością sami możemy nakłonić do zdrady, na zasadzie - jeśli i tak mnie podejrzewa, to dam mu chociaż prawdziwe powody... Osoba osaczona szukając swojej przestrzeni, właśnie wtedy może skorzystać z pojawiającej się okazji.

Ja i mój partner jesteśmy o siebie zazdrośni, chociaż wydaje mi się, że to On jest bardziej... Uwielbiam te Jego mini sceny zazdrości w domowym zaciszu! Nie wiem, co teraz powiedziałby o mnie mój partner, ale ja Jemu ufam bezgranicznie i wiem, że nigdy by mnie nie skrzywdził. Nie oznacza to jednak, że ja nie jestem zazdrosny - oczywiście, że jestem, tylko że kiedyś starałem się aż tak bardzo wszystkiego nie okazywać, uzewnętrzniać. Teraz już to robię i sam lepiej się z tym czuję, a i mój Skarb jest też spokojniejszy, bo wie, że Go kocham. To chyba zdrowa zazdrość i właśnie takiego uczucia każdemu życzę.

wtorek, 19 kwietnia 2016

Praca, praca, praca

Wiem, ostatnio rzadziej się odzywam, za co bardzo Was przepraszam, ale jest to efekt pracy i wielu nowych obowiązków z nią związanych. Wcale nie narzekam na ich nadmiar. Wręcz przeciwnie - jestem szczęśliwy, że je mam, że mogę realizować się w tym, co kocham. Chyba właśnie o to chodzi w pracy, żeby lubić to, co się robi. A gdy dochodzi jeszcze do tego aspekt sprawiania ludziom małych i dużych przyjemności, wypada się tylko cieszyć, że można w takim procesie uczestniczyć. Oczywiście, jako że jest to mój początek, najpierw muszę się we wszystko wdrożyć, poznać zasady, wyrobić pewne nawyki, ale też i dużo nauczyć... Nawet nie przeszkadzają mi czasochłonne dojazdy :)


Prawdą jest, że nie jest to praca zgodna z moim wykształceniem i wcale nie było tak łatwo ją dostać. Jako laik musiałem wykazać się bardzo dużą determinacją (była to prawie godzinna rozmowa kwalifikacyjna), bo w procesie rekrutacji udało mi się pokonać ludzi po studiach w danej specjalności i nawet z dość pokaźnym zawodowym doświadczeniem. Pokazałem siebie z jak najlepszej strony, pokazałem, że będzie to praca związana z moimi pasjami... W końcu ktoś docenił moje starania i wszystko się udało!!! Teraz muszę tylko wszystkich utwierdzić w przekonaniu, że zatrudniając mnie, podjęli bardzo dobrą decyzję.

Dziś jest 19 kwietnia - są to moje urodziny, ale powiem szczerze, w ogóle nie czuję atmosfery, która kiedyś towarzyszyła mi takiemu świętu... Mam w pracy wolne, ale tak się złożyło, że do godziny 17-18 będę w domu całkowicie sam - nawet nie mam ochoty jakoś się przygotowywać, bo to nie ma sensu... Upiekłbym jakieś ciacho, ale nie mam za bardzo dla kogo... Z moim Skarbem też spotkam się dopiero wieczorem i to albo u Niego, albo gdzieś na mieście - wszystko zależy od pogody. Cały czas dostaję jakieś życzenia, ale pewnie gdyby nie przypominania Facebooka, to praktycznie nikt nie pamiętałby o tym, że akurat dzisiaj mam urodziny. Ja jednak jestem tradycjonalistą i prowadzę kalendarz, w którym mam wszystko zapisane, chociaż i tak zawsze staram się pamiętać najważniejsze dla mnie daty.

Powoli zbliża się południe, a ja nadal chodzę po domu w bokserkach i koszulce do spania. Najśmieszniejsze jest to, że dziwię się partnerowi, że on tak robi :) dzisiaj ja też mogę!!!

czwartek, 14 kwietnia 2016

Wyjść czy nie wyjść?

Wiele osób należących do mniejszości seksualnej zadaje sobie pytanie: "Wyjść z szafy, czy w niej pozostać?". Wszystko to zależy od sytuacji danej osoby. Jeśli wiesz, że nastroje w Twoim domu są wrogie środowisku LGBTQ, nie powinieneś ryzykować kłótni czy wyrzucenia z domu - lepiej zrobić to w momencie, gdy już się usamodzielnisz. Jeśli jednak wiesz, że Twoi rodzice są nastawieni pozytywnie bądź neutralnie, możesz zastanowić się nad ujawnieniem swojego sekretu. Rozważ najpierw wszystkie za i przeciw. To nie jest tak, że musisz to zrobić - nie ma żadnego obowiązku. Jeśli nie czujesz się na siłach, bo jednak taka decyzja wymaga odwagi, to tego nie rób. Zawsze możesz poczekać na dogodniejszy moment. Nawet w przypadku rodziców, którzy są normalnymi, kochającymi nas ludźmi, możemy spodziewać się różnych reakcji - od wsparcia aż po kłótnie. Nigdy niczego nie możemy być pewni. Tak naprawdę to, z kim się spotykasz, z kim sypiasz, jest Twoją prywatną sprawą i nikomu nie musisz tego ujawniać. Tylko od Ciebie zależy, w jakim stopniu swoją prywatnością będziesz dzielić się z otaczającymi Cię ludźmi, zarówno bliższymi, jak i dalszymi.

Sam coming out jest jednym z ważniejszych wydarzeń w naszym życiu. Skrywanie się często prowadzi do frustracji, bo przecież zawsze ktoś może nas zobaczyć w jednoznacznej sytuacji. Wszystkie sekrety, tajemnice i niedopowiedzenia tak naprawdę niszczą człowieka od środka. Niemożność bycia całkowicie szczerym z najbliższymi sprawia, że stajemy się bardziej skryci, zaczynamy oddalać się od rodziny i przyjaciół. To zrozumiałe, że boimy się ich reakcji. Obawiamy się odrzucenia. Z drugiej strony jednak, gdy dokonamy coming outu jest nam lżej.  Dla wielu wyjście z szafy jest pozbyciem się ogromnego balastu, który przez lata nosiło się na plecach. Najważniejsze jest to, by żyć w zgodzie z samym sobą. Jeśli już zdecydujecie się na wyjście z szafy, to życzę każdemu z Was, byście spotkali się z pełną akceptacją otoczenia - to wcale nie jest tak wiele, ale naprawdę daje dużo szczęścia.

Z mojego punktu widzenia wyglądało to tak... Takie życie w ukryciu mogłoby sprawić, że popadłbym w depresję, a strach przed przypadkowym wyoutowaniem pewnie często byłby dla mnie paraliżujący. Ja zdecydowałem się na coming out wśród najbliższych, tzn. rodziców, rodzeństwa i ich rodzin oraz przyjaciółki. Akurat ja sam przeliczyłem się z moją oceną podejścia rodziców do posiadania syna-geja. Może nie liczyłem na entuzjazm i zadowolenie z powodu mojego otwarcia się, ale myślałem, że otrzymam chociaż jakieś wsparcie. Niestety, nie doczekałem się go. Mimo iż sytuacja w moim domu nie należy teraz do najlepszych, to ani przez chwilę tego nie żałowałem. Sam jestem bardzo entuzjastycznie nastawiony do świata, więc non stop uświadamiam najbliższych, że nic nie straciłem na wartości - ciągle jestem tym samym człowiekiem, co przed coming outem. 

Cały czas zastanawiam się nad szerszym wyjściem z szafy wśród bliższych znajomych, ale wszystko jest kwestią dłuższych przemyśleń. Myślę, że jestem już w tym momencie swojego życia, że mógłbym podzielić się swoją prywatnością z kolejną grupą - np. bardzo dobrych znajomych z czasów licealnych, z którymi do teraz utrzymuję kontakt.  Na pytanie "Czy masz już dziewczynę?", zawsze odpowiadam z rozbrajającą szczerością "Nie mam" :) aż chciałoby się powiedzieć, że mam za to wspaniałego chłopaka... I taki moment w końcu nadejdzie!

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Obalamy stereotypy

Mój ostatni post dotyczył związków partnerskich i małżeństw jednopłciowych. Teraz chciałbym pobawić się w obalanie stereotypów i odrzucanie nietrafionych argumentów na temat takich związków. Wszyscy dobrze wiemy, że nie ma nic gorszego, jak posługiwanie się nieusprawiedliwionymi stereotypami, a właśnie z takimi argumentami najczęściej spotykamy się w wypowiedziach homofobów. Wszystkie one biorą się z nieznajomości naszego środowiska, które przez lata było spychane do podziemia, albo też mają źródło w elementarnych brakach w wiedzy, jakie powstały jeszcze w czasach szkolnych. 

No to zaczynamy obalanie, czasami takie trochę z przymrużeniem oka:
  1. Jednopłciowe związki chcą zniszczyć rodzinę rozumianą jako rodzinę kobiety i mężczyzny - oczywiście ja i mój partner jako nadrzędny cel naszego istnienia postawiliśmy sobie zniszczenie wszystkich rodzin nas otaczających. Naszym związkiem chcemy zniszczyć rodziny naszych rodziców, braci i sióstr, kuzynek i kuzynów, wszystkich przyjaciół... Oczywiście nie mam zielonego pojęcia, w jaki sposób mielibyśmy tego dokonać, ale na pewno każdy homofob wie to już od dawna. Pisząc to, aż sam się do siebie śmieję, bo tylko człowiek chory może coś takiego wymyślić
  2. Bóg sprzeciwia się związkom między osobami tej samej płci - nawet jeżeli się sprzeciwia, to jak ma się to do Jego nieomylności? Czy Bóg w takim razie popełnił błąd, że stworzył gejów? Czy więc katolicy sugerują, że jednak Bóg się pomylił? A jak wygląda postępowanie wg drugiego Przykazania miłości - "Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego"? Patrząc na nienawiść w oczach wielu "prawdziwych" katolików twierdzę, że do boskiego prawa stosują się wybiórczo. Moim kontrargumentem jest też fakt, że nie każdy musi być katolikiem. Mogę być też wyznawcą innej religii lub nie wierzyć w ogóle. Prawo boskie dotyczy tylko ludzi Kościoła, a że moje sumienie jest wolne od indoktrynacji, więc takie argumenty do mnie nie trafiają.
  3. Homoseksualiści nie tworzą trwałych związków - skąd takie twierdzenie? Ja i mój partner jesteśmy już razem prawie dwa lata - mamy wspólne plany, razem podejmujemy wszystkie decyzje, jesteśmy szczęśliwi... Znam gejów w związkach z wieloletnim stażem. Faktem jest, że przez to, iż nie możemy być ze sobą formalnie, to nie obejmują nas żadne statystyki i nie ma możliwości sprawdzenia długości trwania naszych związków. Może właśnie stąd bierze się ten argument? Znam też osobiście osoby heteroseksualne, które nie dotrwały razem nawet do swojej pierwszej rocznicy ślubu. Powiem więcej - były już po rozwodzie. Mam też w rodzinie kuzyna, który odwołał ślub na trzy miesiące przed uroczystością, bo okazało się, że narzeczona znalazła sobie innego. Czy zatem argument o nietrwałości związków gejów jest trafiony? Oczywiście, że nie. 
  4. Dzieci wychowywane przez parę gejów czy lesbijek też będą homo - a czy wszystkie dzieci wychowywane przez heteroseksualnych rodziców są hetero? Oczywiście, że nie, bo moi rodzice są hetero, moje rodzeństwo jest hetero, a ja jestem homo. Każdy rodzi się już jego własną orientacją seksualną i nikt nie jest w wstanie tego zmienić. Tak samo ma się to do dzieci w związkach homoseksualnych. Argument o braku wzorca matki czy ojca w tęczowej rodzinie jest również nietrafiony. Obecnie wiele dzieci jest wychowywanych w rozbitych rodzinach, przez samotne matki czy samotnych ojców, a w tym wypadku nikt przeciwko nim takich dział nie wytacza. Jeżeli ktoś nie potrafi tego zrozumieć, to powinien chociaż zaakceptować taki stan rzeczy i udawać światłego człowieka. W dzisiejszych czasach bycie debilem jest passe.
  5. Z homoseksualnego związku dzieci nie będzie - to jest prawdą, ale wiele polskich małżeństw nie ma dzieci, bo albo ich nie chce, albo nie może mieć. Czy w takich przypadkach także twierdzi się, że nie mogą one istnieć? Przecież reprodukcja nie jest jedynym sensem istnienia człowieka. Po to mamy mózg i rozum, żeby z nich korzystać - osobom z nich niekorzystającym przypominam, że organ nie używany zanika :) Tak sobie czasami myślę, że może istnienie gejów i lesbijek miało ograniczyć przyrost naturalnych i opóźnić przeludnienie Ziemi, więc dlatego nie możemy mieć dzieci. Nigdy nic nie wiadomo...
Wymienione przeze mnie argumenty i stereotypy są najczęściej używane przez osoby, które sprzeciwiają się jakimkolwiek formalnym związkom jednopłciowym. Wygląda to trochę tak, jak wielokrotne trafianie kulą w płot. Przeraża mnie indolencja umysłowa niektórych ludzi, ale tak naprawdę, to nie wiem czy z tego powodu powinienem śmiać się, czy płakać. Niektórzy zachowują się tak, jakby nieustannie mieli klapki na oczach i z uporem maniaka twierdzili, że białe jest czarne a czarne - białe. Ja nikomu pod kołdrę nie zaglądam, niczego nie nakazuję, więc liczę na to, że i w stosunku do mnie nikt takich uwag nie będzie kierował.

P.S. Muszę się pochwalić... W końcu się udało!!! Mam pracę i to taką wymarzoną, zgodną z moimi zainteresowaniami!!! Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę!!!

piątek, 8 kwietnia 2016

O związkach partnerskich i małżeństwach

Wiele osób twierdzi, że związek partnerski czy małżeństwo jest tylko papierkiem, który tak naprawdę nic nie wnosi w życie pary homo- czy heteroseksualnej. Owszem, wnosi i to bardzo dużo. Najważniejsze jest to, że taki papierek daje pewne prawa, których inną drogą nie nabędziemy. Nawet jeśli jesteśmy parą wiele lat, a nasi znajomi i rodzina traktują nas jak małżeństwo, to jednak wg prawa nadal jesteśmy dla siebie osobami obcymi. Co z tego, że wspólnie prowadzimy gospodarstwo domowe, dbamy o siebie z zdrowiu i w chorobie - dla tych wyżej nic to nie znaczy.

Wyobraźmy sobie sytuację, w której nasz partner leży nieprzytomny w szpitalu, a nam, jako osobom obcym, nikt nie chce udzielić żadnej informacji o jego stanie zdrowia. Byłaby to ogromna męka. Jeszcze w sytuacji, w której rodzice partnera akceptują nasz związek nie byłoby tak źle, ale dobrze wiemy, że często życie pisze własne scenariusze. Ja mam poważne wątpliwości co do tego, jakby to wszystko wyglądało, gdybym to ja leżał w szpitalu. Moi rodzice nie akceptują naszego związku, więc może być w tej kwestii różnie. Nie chcę, aby mój partner kiedykolwiek czegoś takiego doświadczył, więc nie mogę chorować.

Podobnie sprawa wygląda w przypadku śmierci partnera. My oczywiście planujemy żyć długo i szczęśliwie, ale przypadki chodzą po ludziach. W sytuacji, gdy jeden z partnerów umiera, drugi automatycznie nie dziedziczy jego majątku. Ba! Nawet nie ma do niego żadnych praw. Gdy spisało się testament, nikt już nie może mieć wątpliwości, że spadek nam się należy, ale trzeba zapłacić ogromny podatek jako osoba niespokrewniona (w końcu bez "papierka" jesteśmy dla siebie osobami obcymi). Trzeba także pamiętać, że istnieje też coś takiego jak zachowek, który należy się np. rodzicom partnera. Jeśli nie zostali ujęci w testamencie, to mogą, ale nie muszą z tego prawa korzystać. Wszystko zależy od ich dobrej woli. Nawet w kwestii pochówku partnera, będąc osobą obcą nie możemy podjąć żadnej decyzji, bo nie jesteśmy rodziną. Wszystko zależy od dobrej woli rodziny zmarłego partnera.

Także załatwianie spraw urzędowych jest łatwiejsze, gdy ma się papierek. Zwykłe urzędowe pełnomocnictwo, np. związane z rejestracją samochodu, dla osób najbliższych jest bezpłatne, natomiast w innych przypadkach wymagane jest uiszczenie opłaty skarbowej. Także na poczcie nie wydadzą nam listu poleconego adresowanego do partnera, bo osobom obcym takie prawo nie przysługuje. Nie ma też możliwości wspólnego rozliczania się z Urzędem Skarbowym.

Tak naprawdę sprawy te nie dotyczą tylko par homoseksualnych, ale także par heteroseksualnych, które z różnych względów nie chcą sformalizowania swojego związku. Życie "na kocią łapę" nie daje żadnej stabilizacji i w rzeczywistości niczego w życiu nie zapewnia. Można powiedzieć drugiej osobie "kocham Cię" i przyrzec, że będzie się razem aż do śmierci, ale takie wyznanie ma znaczenie tylko dla nas. Przecież nawet rozstanie w związku nieformalnym nie ma takich konsekwencji, jakie niesie za sobą prawnie określony rozwód.

W praktyce można oczywiście spisać u notariusza wszelkie pełnomocnictwa, np. o udzielaniu informacji o chorobie i pobycie partnera w szpitalu, ale to wszystko wiąże się z kosztami. Nie każdego jednak stać na spisanie takiej i innych potrzebnych umów. My pewnie zdecydujemy się na spisanie u notariusza tzw. "umowy partnerskiej" (wzorem chłopaków z Mojego Wielkiego Krakowskiego Wesela), bo chcemy zapewnić sobie w miarę normalne funkcjonowanie w tym państwie. Wtedy pozostanie nam tylko czekać na zmianę polskiego prawa. 

środa, 6 kwietnia 2016

Jak walczyć z nieśmiałością?

Tak naprawdę nieśmiałość rządzi się własnymi prawami. Ponad połowa ludzi na całym świecie ma mniejsze lub większe problemy z nieśmiałością. Utrudnia ona poznawanie nowych ludzi, zawieranie przyjaźni i uniemożliwia czerpanie jakiejkolwiek satysfakcji z podejmowanych działań. Nieśmiali nie potrafią wyrażać swoich opinii, domagać się swoich praw... Osoby nieśmiałe często są przeświadczone o swojej niskiej wartości, samotne i pozbawione radości życia. Niewiele też potrzeba, by je zawstydzić.

Od kiedy pamiętam, zawsze należałem do osób nieśmiałych, skrytych i wstydliwych względem innych ludzi. Na szczęście moja przypadłość dotyczyła tylko jednego aspektu życia. Nigdy nie uzewnętrzniałem swoich uczuć i emocji, a wręcz przeciwnie - tłamsiłem je w sobie tak, by nikt niczego nie zauważył. W relacjach z drugim człowiekiem zawsze byłem wycofany, nie potrafiłem się przełamać, by być pierwszym, który zagada - bez względu na to czy to kobieta, czy mężczyzna. Oczywiście, po jakimś czasie, gdy czułem się przy danej osobie pewnie mogłem rozmawiać bez żadnych oporów. Przy znajomych problem nieśmiałości znikał, ale cały czas borykałem się z brakiem pewności siebie w sytuacjach, gdy chciałem komunikować się z osobami mi nieznanymi. Pewnie takie moje zachowanie sprawiło, że przez całe życie nie potrafiłem zawiązać przyjaźni. Zawsze pozostawałem na etapie kumplostwa. Myślałem, że problem nieśmiałości występuje u mnie tylko w relacjach bezpośrednich, tj. twarzą w twarz, ale okazało się to być nieprawdą. O ile jeszcze założenie profilu na portalu randkowym nie było problemem, o tyle już nigdy nikogo nie zagadałem pierwszy. Zawsze wyczekiwałem momentu, gdy ktoś się do mnie odezwie. Nie twierdzę, że źle na tym wyszedłem, bo w ten sposób poznałem mojego Skarba, ale myślałem, że potrafię bardziej się przełamać. 

Teraz jest już inaczej. Wydaje mi się, że mnie osobiście pewności siebie w relacjach z innymi dodał coming out i życie wg własnego JA. Wyglądało to trochę tak, jakby spadł ze mnie wielokilogramowy balast, który dotąd nosiłem na plecach. W zmienianiu siebie pomogła mi też zmiana nastawienia do życia - po prostu cieszę się każdym dniem, a przy okazji potrafię już odezwać się pierwszy, zagadać, dopytać o coś...

Jak sobie pomóc? Poniżej znajdziecie kilka sposobów:
1. Najważniejszą rzeczą w walce z nieśmiałością, jest przyznanie się do tego. To tak, jak z nałogami - musisz zdać sobie sprawę z tego, że masz problem. Dopiero wtedy możesz zacząć doceniać siebie i swoje zalety. Powinieneś uświadomić sobie, że jesteś osobą wyjątkową.
2.  Spisz swoje marzenia i pomyśl, jak możesz je zrealizować - GIF właśnie odnośnie tego punktu :D
3. Uśmiechaj się, bo uśmiech to najpotężniejsza broń w relacjach międzyludzkich.
4. Trenuj sposób wysławiania - staraj się mówić płynnie, bez zająknięcia czy słynnego "yyy...".
5.  Nie myśl "Co pomyślą o mnie inni ludzie?". Tak naprawdę ludzie częściej myślą o sobie samych, a nawet jeśli ktoś zauważy Twój ewentualny błąd, to szybko o nim zapomni, bo przecież każdy ma swoje sprawy na głowie.
6. Stosuj metodę małych kroków - nie od razu Kraków zbudowano. Pamiętaj, że tylko sytuacje, w których czujesz się niepewnie nauczą Cię czegoś nowego. Możesz zapytać przypadkowych przechodniów o godzinę, o drogę w dane miejsce. Zobaczysz, że rozmawiając z kolejnymi osobami stajesz się coraz bardziej otwarty, a sama rozmowa jest już łatwiejsza.
7.  Porównuj się, ale tylko ze sobą. Staraj się być lepszym nie od kogoś, ale od siebie sprzed tygodnia.
8. Zauważ, że postawa ciała i kontakt wzrokowy potrafią zdziałać cuda. Osoba przygarbiona, nerwowo przebierająca palcami i unikająca kontaktu wzrokowego nie jest osobą godną uwagi, bo brak jej pewności siebie.

Mam nadzieję, że jeśli tylko borykacie z takim problemem, to uda się Wam go przezwyciężyć tak, jak ja to zrobiłem. Nieśmiałość często bywa paraliżująca, ale nie możemy pozwolić, by zawładnęła naszym życiem. Musimy wziąć wszystko w swoje ręce, bo przeciwnym razie okazje takie, jak randka z przystojniakiem czy dobra praca, mogą uciec nam sprzed nosa.

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Gdzie znaleźć drugą połówkę?

Gdy jest się gejem wcale nie jest tak łatwo znaleźć partnera. W odróżnieniu od heteroseksualnych kobiet, my nie możemy z góry zakładać, że prawie każdy mężczyzna jest nasz. Gdzie w takim razie można spotkać drugą połówkę? W internecie czy na żywo? Pewnie takie tematy powstawały już nie raz, ale postaram się przekazać Wam mój punkt widzenia.

Podstawowym miejscem, gdzie spotykamy innych gejów, jest szeroko pojęta ulica. Na ulicy, w tramwaju, w autobusie, w szkole, na uczelni czy w pracy - wszędzie tam możemy trafić na kogoś takiego jak my. Oczywiście nikt nie ma wypisanego na czole hasła "Jestem gejem", więc często bywa tak, że nawet o tym nie wiemy. Chociaż czasami jest tak, że gdy spojrzenia się spotkają wszystko już wiemy. Ja raczej nie nie zaryzykowałbym przypadkowego podrywania heteryka - w tym momencie spaliłbym się ze wstydu. Takie ryzykowanie może się też skończyć różnie - od przyjęcia tego jako komplement aż po agresję słowną i fizyczną. Jeśli jesteście odważni, a Wasz gej-radar z dużym prawdopodobieństwem wyczuwa, że ten ktoś jest gejem, to możecie "uderzać". Jak rozmawiać? Recepta jest prosta - bądźcie sobą! Nikogo nie udawajcie!

Możecie także wybrać się do branżowego klubu - niestety takie istnieją tylko w dużych miastach. Ja jakoś nie należę do ludzi imprezowych, więc za takimi miejscami za bardzo nie przepadam, ale kto wie, może kiedyś z partnerem jeszcze je polubimy... Pewnie pomyślicie, że wszyscy szukają tam tylko dobrej zabawy i kandydatów na szybki seks. To nie jest prawda - tacy ludzie po prostu trafiają się wszędzie. Wbrew panującej opinii, w branżowych klubach nie są oni większością. Oczywiście, idąc do takiego klubu w celu znalezienia drugiej połówki trzeba już na samym początku postawić sobie granice, trzymać się pewnych wewnętrznych zasad i nie dać się zwieść notorycznym podrywaczom. Miejcie oczy szeroko otwarte, bo potencjalna druga połówka może siedzieć lub tańczyć bardzo blisko Was.

Na czacie tak naprawdę bardzo trudno znaleźć kogoś, kto szuka związku i tak zupełnie szczerze, to takich miejsc nie polecam. Ze względu na totalną anonimowość czaty nie sprzyjają budowaniu stałych relacji z kimkolwiek - chyba, że chodzi o seks-układ :P Wygląda to trochę tak, jak szukanie igły w stogu siana... Bardzo podobnie wszystko wygląda z użytkownikami Grindra, więc o nim rozpisywać się nie będę. Chociaż bardzo podoba mi się informacja o czasie jaki potrzebujemy, by dotrzeć do drugiej osoby. Pomysłowe!

Portale randkowe jak Fellow, PlanetRomeo czy Kumpello oczywiście posiadają tysiące profili gejów. Takie portale to chyba najpopularniejsze miejsca do łączenia homoseksualistów w pary. Także Facebook oferuje nam wiele grup, którymi członkami są geje. Może czasami warto do kogoś napisać? Prawdę mówiąc, to nie wyobrażam sobie, jak wyglądało szukanie drugiej połówki w świecie przed dobą Internetu. Ja i mój partner poznaliśmy się na Fellow, więc osobiście mamy do tej strony wielki sentyment. Na portalach zawsze trzeba stworzyć profil (to, co wpiszecie w kolejne rubryczki, pozostawiam Waszej inwencji i zachowawczości). Zawsze trafiają się propozycje seksu - można je zignorować lub podziękować i nie skorzystać (w końcu szukacie drugiej połówki). Będą osoby, z którymi będziecie prowadzić luźne i takie poważniejsze rozmowy. Pamiętajcie, że niepowodzenia nie mogą Was zniechęcić. Nie ma nic gorszego, jak się poddać! W końcu traficie na tego jedynego. Jak tutaj rozmawiać? Taka sama recepta - bądźcie sobą! W spotkaniu "na żywo" i tak wszystko wyjdzie na jaw.

Tak więc, jeśli już macie partnera, to cieszę się razem z Wami, a jeśli jeszcze nie macie, to zabierajcie się do roboty - mamy w końcu wiosnę! Wszystko budzi się do życia!

niedziela, 3 kwietnia 2016

Nie toleruję nietolerancji!

                                ...czyli:
                                           - homofobii
                                           - bifobii
                                           - transfobii
                                           - rasizmu
                                           - ksenofobii
                                           - antysemityzmu
                                           - nacjonalizmu
                                           - seksizmu
                                           - hejtu
                                           - przemocy
                                           - znęcania się nad zwierzętami
                                           - fanatyzmu
                                           - wandalizmu

Jestem nietolerancyjny i się tego nie wstydzę!!!

A teraz powiedzcie mi, czy coś ze mną jest nie tak?



piątek, 1 kwietnia 2016

Kosmetyki geja

Właśnie zdałem sobie sprawę, że moja łazienkowa szafka na kosmetyki już nic więcej nie pomieści, tzn już od dawna nie mieści, bo część kosmetyków trzymam w swoim pokoju... Nie powiem, że jakoś przesadnie o siebie dbam. Po prostu zawsze staram się wyglądać i pachnieć dobrze. Mimo wszystko uzbierałem pokaźną kolekcję różnego rodzaju preparatów. Oczywiście wszystkich nie używam, bo jak można używać czterech kremów do rąk, trzech szamponów, siedmiu wód toaletowych albo trzech balsamów po goleniu? W życiu codziennym wyznaję chyba powszechną zasadę - korzystam głownie z tego, co mam pod ręką, bo nie chcę tracić czasu na poszukiwania tej jednej konkretnej rzeczy. Z drugiej strony jednak - wszystko się kiedyś zużyje :)

Tylko się teraz nie śmiejcie, ale policzyłem wszystko (sam w to nie wierzę) i podzieliłem na kilka grup:
* Prysznic/kąpiel - 2 żele po prysznic, 1 olejek do kąpieli, 1 żel do higieny intymnej
* Włosy - 3 szampony, 2 odżywki do włosów, 1 wosk do stylizacji
* Twarz - 2 żele do mycia twarzy, 1 płyn micelarny, 2 maseczki do twarzy, 3 kremy do twarzy, 2 peelingi do twarzy
* Dłonie - 4 kremy do rąk, 1 peeling do rąk, 1 odżywka do paznokci
* Ciało - 1 peeling do ciała, 1 balsam do ciała, 2 kremy do stóp i pięt
* Golenie - 1 balsam ułatwiający golenie, 2 żele do golenia, 3 balsamy po goleniu, 2 preparaty zmiękczające zarost
* Perfumy - 7 wód toaletowych, 4 dezodoranty w sprayu, 2 antyperspiranty w sztyfcie i 1 w kulce
* Inne - 1 żel intymny, 3 sztyfty do ust, 2 kremy do depilacji.

Aż sam się dziwie, skąd to wszystko się wzięło. Rzeczywiście zdarza mi się zająć łazienkę na godzinę (albo dłużej) i dla domowników jest to już problem, ale czasami muszę o siebie bardziej zadbać. To "czasami" to tak 2-3 razy w tygodniu. Nie stoję godzinami przed lustrem, nie bawię się w układanie włosów, za to strasznie długo się golę (po prostu robię to bardzo dokładnie)... Sam proces kupowania danego kosmetyku poprzedzony jest małym internetowym rekonesansem oraz już w samej drogerii - szczegółowym czytaniem etykiet. Nigdy nie kupuję produktów testowanych na zwierzętach. Moja szwagierka jest kosmetologiem, więc korzystam z jej doświadczenia i podpowiedzi. Ważne jest, by znaleźć najkorzystniejszy stosunek jakości do ceny. Jestem zdania, że nie warto za nic przepłacać. Chociaż czasami, jeśli preparat jest naprawdę najlepszy, to wolę zapłacić nawet dużo więcej i być pewnym, że sobie nie zaszkodzę. Idealnym rozwiązaniem byłaby możliwość korzystania z próbek produktów, ale z tym akurat zawsze jest problem.

Cały czas rynek kosmetyków męskich jest bardzo ubogi. Co prawda, wszystko idzie w dobrą stronę, ale nadal czasami muszę kupować kosmetyki z działów damskich, bo tam oferta jest duuużo lepsza. Oczywiście cera mężczyzny różni się od cery kobiety, ale przy niektórych preparatach nie ma to większego znaczenia. Pewnie często z partnerem dziwnie wyglądamy, gdy tak przeglądamy kremy, maseczki czy peelingi, ale już przestaliśmy się tym przejmować. Rzeczywiście, jest coś w tym, że gej dba o siebie bardziej niż przeciętny mężczyzna. Nie da się tego ukryć. Na szczęście i tu wszystko się zmienia. Także mężczyźni heteroseksualni zaczynają o siebie dbać i co najważniejsze - już tak się tego nie wstydzą. Naprawdę nie ma w tym nic wstydliwego czy niemęskiego. Wręcz przeciwnie - prawdziwy mężczyzna nigdy nie powinien obawiać się korzystania z kosmetyków, bo to właśnie one tę męskość mogą podkreślić. I wcale nie mówię tego tylko ze względu na Prima Aprillis... :D

środa, 30 marca 2016

Nie bójmy się uchodźców/imigrantów

Wszyscy wiemy, co w zeszłym tygodniu wydarzyło się w Brukseli i czego świadkami byli mieszkańcy Paryża w listopadzie ubiegłego roku. Ja mimo wszystko nie zmieniłem swojego zdania na temat przyjmowania imigrantów do naszego kraju. Nawet nie wyobrażamy sobie, co czują ludzie uciekający z ogarniętego wojną kraju. Jesteśmy zbyt młodzi, by mieć takie doświadczenia. Moi dziadkowie znają to z autopsji, bo przyszło im żyć w czasie wojny, ale już na pewno wielu z Waszych dziadków miało to szczęście, że urodziło się po wojnie. Nigdy nikomu nie życzę źle. Chciałbym, by każdy mógł wieść szczęśliwe życie ze swoją rodziną wśród przyjaźnie nastawionych ludzi. To wcale nie jest tak wiele, jak mogłoby się wydawać...

Jeśli ktoś myśli, że do Europy przyjeżdżają tylko ludzie niewykształceni, bez żadnych ambicji, ale za to z chęcią wykorzystania naszych systemów opieki społecznej, to jest w wielkim błędzie. No dobra - część z nich na pewno, ale nie wszyscy. Widziałem już nie jeden reportaż o uchodźcach i powiem szczerze, naprawdę żal mi tych ludzi. Mieli w np. w Syrii swoje życie, rodzinę, przyjaciół, pracę, dom, ale nagle musieli wszystko zostawić i uciekać. Uciekli, bo chcieli uniknąć śmierci z rąk obcego człowieka, ale często także sąsiada a nawet kuzyna. W Syrii walczą przeciwko sobie trzy obozy - rządowy z żołnierzami i państwową bronią, opozycyjny zaopatrywany szczątkowo przez państwa zachodnie i tzw. Państwo Islamskie z ich fanatykami. Najchętniej każdy walczyłby po stronie opozycji, ale tak naprawdę nie ma czym walczyć. Wielu z tych, którzy przyjechali do Europy to prawnicy, lekarze, nauczyciele, inżynierowie... Gdyby teraz zginęli, kto miałby w przyszłości odbudowywać kraj, kto miałby być jego inteligencją?

Nie raz łza w oku mi się zakręciła. Nie mogło być inaczej, gdy słyszy się historię, w której jeden uchodźca (student) kupuje drugiemu (także studentowi) kurtkę zimową, bo tego na nią nie stać, a przecież jest zima. Czy tak zachowują się ludzie opętani fanatyzmem religijnym? Albo małżeństwo... Ona - przedszkolanka w ciąży, córka parlamentarzysty, on - prawnik, syn lekarza. Uciekli do Niemiec, ale na samą "podróż" wydali wszystkie swoje oszczędności - równowartość ok. 120 tys. zł. Teraz ona liczy na nostryfikację syryjskiego dyplomu, ale on nie ma szans na pracę w zawodzi prawnika. W końcu prawo syryjskie różni się od niemieckiego, więc zaczyna tak naprawdę od zera. Czy o to chodzi tym ludziom? A wiecie co ich wszystkich łączy? To, że chcą wrócić do swoich starych domów (jeżeli jeszcze istnieją) i pracować dla dobra swojej ojczyzny. 

Oczywiście, nie mogę się nie zgodzić z tym, że pośród tych ludzi znajdą się też tzw. "czarne owce", czyli wtapiający się w tłum religijni fanatycy. Chociaż ostatnie doniesienia mówią, że zamachowcami są głównie muzułmanie urodzeni i wychowani w Europie. Wcale nie muszą oni pochodzić z rodzin o radykalnych poglądach (np. brat jednego z zamachowców jest reprezentantem Belgii w taekwondo). Wystarczy, że w pewnym momencie życia spotkają na swojej drodze ludzi, którzy wykorzystując ich zagubienie omamią swoimi wizjami. To trochę tak, jak w przypadku bardzo dobrego ucznia, który wpadł w złe towarzystwo, bardzo opuścił się w nauce a dodatkowo ma problemy z prawem. W tym konkretnym przypadku zawiodło państwo, które zbagatelizowało rodzące się na jego terytorium zagrożenie. Jakie zrządzenie losu, że w tym roku, w wyborach Mister Gay Belgium startuje pierwszy w historii muzułmanin. Co najważniejsze, pochodzący z Maroka 22-letni Abdellah jest akceptowany przez swoją rodzinę.

I teraz wrzucajmy wszystkich do jednego worka tak, jak inni robią to z nami. Może mało krytycznie podszedłem do tematu, ale według mnie świat nie jest czarno-biały. Ważne, by w całej tej trudnej sytuacji zauważyć drugiego człowieka...

poniedziałek, 28 marca 2016

Świąteczny wypas

Dzisiaj będzie krótki post...

Takiej pogody jak wczoraj właśnie potrzebowaliśmy. Dwugodzinny spacer nad jeziorem i piękne słoneczko naładowały moje i mojego partnera akumulatory. Włączyła nam się wyobraźnia - zaczęliśmy snuć plany wyjazdowe na długi majowy weekend i wakacje. Mamy kilka opcji, ale zobaczymy, co z tego wyjdzie. Zawsze pozostaje nam rodzinny domek nad jeziorem. Popołudnie spędziliśmy w domu, leżąc pod kocem wtuleni w siebie. I to drapanie po plecach!!! Rozpływałem się... Uwielbiam takie leniuchowanie, a święta to czas, kiedy bezkarnie możemy sobie na to pozwolić.

Dzisiaj pewnie znów wybierzemy się na spacer. Oczywiście przygotuję też jakąś mokrą niespodziankę dla mojego Księcia. Muszę jakoś zrewanżować się za to, co On zrobił mi w zeszłym roku. Już ja coś wymyślę!!!

A teraz śmigusowo-dyngusowy prezent ode mnie - mokry Tom Daley. Jest to przesympatyczny brytyjski skoczek do wody i medalista olimpijski. Już zajęty przez nie mniej znanego reżysera - Dustina Lance'a Blacka... Powiem Wam szczerze, że już dawno zwróciłem na Niego uwagę - nie pamiętam kiedy dokładnie, ale na pewno jeszcze przed jego coming out'em. Nawet specjalnie dla niego zacząłem oglądać w telewizji zawody w skokach do wody. Chociaż jest sportowcem i ma idealne ciało, które ze względu na uprawianą dyscyplinę bardzo eksponuje, to jednak moją uwagę zawsze przykuwają jego obłędne oczy i czarujący uśmiech. Od zawsze twierdzę, że mój mityczny Gej-radar jest zepsuty, ale widocznie w tym konkretnym przypadku akurat zadziałał :D



piątek, 25 marca 2016

Moje rozumowanie wiary

Zbliża się Wielkanoc, więc życzę wszystkim Wesołych Świąt oraz ogromu słodyczy od Zajączka! Chociaż powiem szczerze, dla mnie wszystkie takie święta straciły już wymiar religijny. Kiedyś było inaczej - co niedzielę chodziłem do kościoła, czasami nawet częściej... Byłem ministrantem, lektorem, ale wszystko zmieniło się jakieś 3 lata temu. Zbuntowałem się przeciwko mowie nienawiści, jaką szerzyło wtedy wielu księży (i nadal to robią). Aktualnie jestem na etapie, że nie wierzę w boga jako takiego, raczej w wyższy byt, który nade mną czuwa, ale oceniać mnie będzie dopiero po śmierci. Twierdzę, że nikt na tym świecie nie ma prawa osądzać mnie i mojego postępowania jako geja. Nie jestem przeciwko Kościołowi, ale według mnie powinien zajmować się tylko swoimi sprawami. Sam nie mogę wytrzymać, gdy słyszę wypowiedzi hierarchów kościelnych lub tzw. ludzi Kościoła o środowisku LGBTQ (zawsze obrywa się szczególnie gejom), o zawiązkach partnerskich czy małżeństwach par jednopłciowych, o roli kobiet w społeczeństwie, o aborcji, o gender, o polityce, o ekologii... Dla mnie świat to sfera sacrum i sfera profanum, i jedynym miejscem, gdzie te dwie sfery mogą się przenikać jest mój własny dom. Dlatego też nie rozumiem, jak ktoś może wymagać, bym ja będąc osobą stricte niewierzącą, miał się stosować do praw wyznaczonych przez daną religię, w tym wypadku katolicką. Każdy człowiek ma swoje sumienie i to on sam podejmuje wszelkie życiowe decyzje. Przecież nie wymagam od Kościoła pobłogosławienia mojego związku.

Wiem, że część osób z naszego środowiska jest głęboko wierząca i stoi tak trochę w rozkroku między byciem nieheteroseksualnym a wyznawaną wiarą. Tak zupełnie szczerze, to nie jest to sytuacja do pozazdroszczenia. Nie będę Was namawiać do porzucenia wiary, bo przecież nie o to tutaj chodzi. Uczono mnie, że wszystko, co Bóg stworzył nie jest dziełem przypadku, tylko Jego wielkiego planu. Wydaje mi się, że człowiek nadal jest zbyt głupi, by zrozumieć boskie zamiary. Chrześcijaństwo jako wiara w rzeczywistości nie opiera się na słowach spisanych w Biblii, ale na interpretacji tych słów przez ludzi żyjących w danych czasach. W imię Boga w średniowieczu prowadzono wyprawy krzyżowe, ale czy ktoś wtedy tak naprawdę dowiedział się u źródła, czy Bóg tego chciał? Minie wiele lat i hierarchowie kościelni stwierdzą, że również prześladowanie gejów i lesbijek było błędem. Tak naprawdę ważne jest to, że postępujemy zgodnie ze swoim sumieniem, nie krzywdzimy innych, a nasze serca są pełne wiary w Boga i miłości do drugiego człowieka. Dobrze, że istnieje taka organizacja, jak Wiara i Tęcza, która zapewnia ludziom wierzącym wsparcie. WiT akceptuje seksualność drugiego człowieka i jednocześnie umożliwia jego rozwój duchowy. Ja ze względu na mój wcześniejszy bunt, nie potrzebowałem akceptacji Kościoła, ale rozumiem rozterki tych, którzy w Kościele pozostają. Musicie być silni, przede wszystkim dla siebie.

Pewnie wielu ludzi prawicy, powiedziałoby, że jestem "lewakiem". Dziwne to słowo - to tak jakbym nazwał kogoś "prawakiem"(?). No powiedzcie, brzmi to co najmniej dziwnie, prawda? Rzeczywiście, w zdecydowanej większości spraw mam poglądy lewicowe, ale nie we wszystkich. Wcale nie jestem za wyprowadzaniem religii ze szkół. W latach 80-tych m.in. o to walczono. Powinno się jednak takie lekcje zapewnić także wyznawcom innych religii. Tak się właśnie zastanawiam, czy pod to moje niby-lewactwo podchodzi np. dokarmiane bezdomnych kotów?

środa, 23 marca 2016

O słodyczach słów kilka

W poście o facetach-dzieciach przyznałem się do bycia łasuchem. Jak ja kocham słodycze! Pochłaniam ich bardzo duże ilości. Mam jednak to szczęście, że nie mam problemów z wagą i jak na razie, nic nie idzie mi w boczki. Ba! Mój partner twierdzi nawet, że powinienem trochę przytyć, ale co ja poradzę, że jakoś mi to nie wychodzi... Prawdą jest, że będąc dzieckiem ważyłem trochę za dużo, ale wszystko zmieniło się w okresie dojrzewania... Widocznie coś poprzestawiało się w moim metabolizmie. Dzięki temu teraz nie muszę dbać o linię i mogę pozwolić sobie na więcej niż odrobinę szaleństwa.

Postanowiłem więc trochę Was pokusić i namówić do złego - sporządziłem listę moich ulubionych słodyczy. Na pewno część z nich znacie, ale może znajdziecie coś, czego jeszcze nie próbowaliście.

Zaczynam bezpłatny product placement:
1. Figurki o smaku karmelowym w czekoladzie Goplany - teraz można kupić w sreberkach z kurczaczkiem, zajączkiem lub barankiem
2. Wafelki Prince Polo lub Grześki w czekoladzie. Przy nich Princessa się chowa...
3. Batony Mars i ta karmelowa masa z orzeszkami ziemnymi
4. Wedlowskie batoniki, np. Pawełek o smaku toffi albo WW...
5. Czekoladowe gwiazdki Milky Way Magic Stars
6. Cukierki Michałki (bardzo dobre są te z Biedronki)
7. Śliwki Nałęczowskie w czekoladzie Solidarności - co tu dużo mówić? Pychota!
8. Chałwa firmy Koska, szczególnie lubię Kłębki wełny (naprawdę wyglądają jak wełna)
9. Ptasie mleczko firmy Wedel lub Alpejskie mleczko Milki - uwielbiam smaki czekoladowe, waniliowe lub śmietankowe
10. Jeśli chodzi o czekolady, to najbardziej lubię te z orzechami i bakaliami, ale zawsze staram się też próbować nowe smaki, np. z ciasteczkami, kawałkami pomarańczy albo żurawiną...
11. Uwielbiam M&M's, szczególnie te z orzeszkami ziemnymi. Chociaż ostatnio znalazłem takie same cukierki w Netto, tylko że tańsze
12. Uwielbiam wszystkie produkty firmy Kinder i wcale nie obrażam się, gdy dostanę Jajko z Niespodzianką
13. Żelki Sugar Land Apple Loops, czyli o smaku kwaśnego jabłka; kupuję je w Lidlu
14. Żelki typu Jelly Belly - kupowane w Rossmannie lub "na wagę" w Biedronce
15. Toffefee - kto tego nie lubi?
16. Gumy rozpuszczalne FRITT (powrót do wspomnień z dzieciństwa)
17. Batoniki Ba! Bakallandu - coś dla wielbicieli produktów musli
18. Petitki Lubisie to przepyszne misie!
19. Batony lub cukierki Daim - takie czekoladowo-karmelowe słodkości
20. Krem czekoladowo-karmelowy Choklandkrokant Bredbar z IKEI
21. Mus firmy Kubuś, chociaż owoce, to jednak nie są słodycze
22. Liofilizowane batony owocowe FRUPP (najtańsze w Netto) - czyli takie zdrowe słodycze
23. Wszystkie słodkości przygotowane przez mojego narzeczonego - krówkowe szyszki, muffinkowe babeczki z kremem czy ciastka z kleiku ryżowego
24. Najpyszniejszy sernik na świecie, czyli sernik mojej mamy (koniecznie z aromatem migdałowym)
25. Zrobiona przeze mnie babka (wg receptury prababci)

Ja tak mogę wymieniać i wymieniać, ale wiecie co... Jest jedna rzecz ze słodyczy, której nie lubię - biała czekolada. Ja nawet nie nazwałbym tego czekoladą, bo w swoim składzie ma za mało masła kakaowego. Z drugiej strony mówi się, że im więcej w składzie kakao, tym czekolada jest zdrowsza. Mimo wszystko, ja jednak wolę mleczną. Samo jedzenie czekolady ma wiele zalet, np. wspomaga krążenie, poprawia pracę mózgu, a nawet przeciwdziała komórkom nowotworowym. Jaki z tego wniosek? Jeśli chcecie być zdrowi i piękni, nie odmawiajcie sobie przyjemności zjedzenia kostki czekolady (alba nawet i kilku kostek). 

P.S. Podczas pisania tego posta zjadłem całą tabliczkę czekolady bakaliowej.

poniedziałek, 21 marca 2016

Gdy gej chce być ojcem

Często bywam nianiem dla mojej bratanicy - realizuję się w roli jej ukochanego wujka. Już od ponad 4 lat to blondwłose, teraz już ponad metrowe dziecko jest obecne w moim życiu. Wszelkie zabawy, kupowanie prezentów czy oglądanie z Nią bajek sprawiają mi ogromną przyjemność. Jestem ze wszystkim na bieżąco. Nawet zmiana pampersa nigdy nie była dla mnie problemem. Powiem szczerze, zawsze miałem instynkt ojcowski, zawsze chciałem mieć dzieci. Uwielbiam je i one też do mnie lgną. Wiem, że byłbym dobrym i odpowiedzialnym ojcem, ale chyba nigdy nie będzie mi to dane. No właśnie - chyba.

Zdaje sobie sprawę, że obecnie rodzicielstwo wśród homoseksualistów jest tematem tabu. Tylko, że to tabu można policzyć w dziesiątkach tysięcy dzieci wychowywanych w nieformalnych tęczowych rodzinach. Niestety, wygląda na to, że w najbliższej, ale także w tej trochę dalszej przyszłości nic się nie zmieni. O ile jeszcze sytuacja, w której lesbijka ma dziecko, jest realna, o tyle już gej-ojciec wydaje się być kompletnie oderwany od polskiej rzeczywistości. Jeśli chodzi o wychowywanie dzieci, prawo i sądy faworyzują kobiety i to najczęściej przy nich dziecko pozostaje. Nie zmienia to jednak faktu, że żyjąca otwarcie lesbijka przechodzi o wiele trudniejszą batalię prawną. Jednak to mężczyzna zawsze jest na straconej pozycji, także przy adopcjach, a co dopiero gej. 

Jakiś czas temu odbyłem z moim partnerem bardzo poważną rozmowę na ten temat. Zapytałem się czysto hipotetycznie, czy jeśli byłaby taka możliwość, czy chciałby mieć dzieci. Usłyszana odpowiedź byłą tą, której się spodziewałem (w końcu już trochę się znamy) - on nie ma takich potrzeb, ale ze względu na mnie i moje pragnienia, to chce tego tak, jak ja.. Twierdzi, że jeżeli ja bym się w tym realizował, to On wspierałby mnie we wszystkim. Wybrnął z tego bardzo dyplomatycznie. Tylko czy decyzja o posiadaniu dziecka może taka być? Rodzicem się albo jest, albo nie jest. Tutaj nie ma miejsca na półśrodki. Od razu odpowiadam na możliwe pytanie z Waszej strony - nie planujemy obchodzenia przepisów i szukania kobiety, która urodzi nam dziecko, a potem zrzeknie się do niego praw, byśmy to my mogli je wychować.

Tak sobie myślę (i to jest takie myślenie życzeniowe), że jeśli jakimś cudem np. za 10 lat zmieni się w Polsce prawo i formalne pary nieheteroseksualne będą mogły adoptować dzieci, to nie widzę innej opcji, jak tylko starać się o adopcję. Mam nadzieję, że i mój partner poczuje to, co ja czuję już od dawna. Będzie to już czas, kiedy będziemy w pełni ustatkowani, z własnym mieszkaniem lub domkiem z ogródkiem... Tyle dzieci przebywa w domach dziecka. Nie wiem, jak można myśleć, że będzie im tam lepiej niż w rodzinie składającej się z dwóch mężczyzn czy dwóch kobiet. Szkoda, że w najbliższej perspektywie nie ma nawet cienia szansy na jakąkolwiek zmianę...

piątek, 18 marca 2016

Faceci są jak dzieci

Coraz bardziej utwierdzam się w tytułowym twierdzeniu, ale żeby nie było, przyznaję, że ja tez czasami łapię się na dziecinnym zachowaniu... Niestety, a może i stety, nikt drugi raz już nas nie wychowa, więc możemy cieszyć się z takiego podejścia do wielu spraw. Chociaż czasami jednak przydałoby się włączyć zdroworozsądkowe myślenie, szczególnie w poważnych sprawach...

W tym momencie będę wylewać swoje złości, żale i frustracje... A będą one dotyczyć bliskich mi mężczyzn, czyli narzeczonego i taty. Obaj boją się lekarzy, a wszelkie objawy chorobowe są przez nich bagatelizowane. Co z tego, że tłumaczysz, a czasami nawet straszysz... Mówisz, żeby  zrobili podstawowe badania, poszli do lekarza, wzięli wolne w pracy... Nic sobie z tego nie robią. Ja rozumiem, że praca jest ważna, ale jak można zaniedbać to, co powinno być jednak dużo ważniejsze? Takim właśnie sposobem mój tata doprowadził się do stanu, że praktycznie w ostatniej chwili uciekł grabarzowi spod łopaty. Wolę odwiedzać Go w szpitalu, niż na cmentarzu... Co takiego strasznego jest w lekarzach? Co takiego jest w wielu mężczyznach, że panicznie boją się ludzi w białych kitlach? Ja nigdy nie miałem z tym problemu - jestem chory, to idę do lekarza. Przypisze mi leki i po kilku dniach jestem zdrowy, ale gdybym tego nie zrobił, pewnie dwa tygodnie by nie wystarczyły... Piję tutaj do mojego Skarba. Jest chory od miesiąca, ale poszedł do lekarza dopiero wtedy, gdy tak Go zmogło, że nie miał sił wstać rano do pracy. I tak, dzisiaj jest już czwarty dzień leżenia w łóżku, czwarty dzień bez całowania (bo mnie zarazi)... Doszło do tego, że muszę kraść buziaki. A tak w ogóle, do wizyty u lekarza ze zdjęcia (Dr Mike z Nowego Jorku) na pewno nikt nie musiałby mnie namawiać :D

Gdy facet usłyszy "nie rób tego", to możemy być praktycznie pewnie, że właśnie to zrobi. Taka już jest nasza męska natura, że wszelkie rady ignorujemy, bo sami wszystko wiemy i umiemy najlepiej. Z dziećmi jest podobnie. Zresztą sami wszyscy dobrze to znamy, bo każdy z nas przez to przeszedł. Ile razy słyszeliście "nie biegaj tak, bo się przewrócisz!"? A pamiętacie, co wtedy się działo? No właśnie...

Dziecko ma swoje zabawki, ale dorosły mężczyzna także je ma: samochód, gadżety, bardzo wyszukane zachcianki. Ja kocham słodycze. Potrafię kupić żelki, czekoladę z orzechami, Toffifee czy Ptasie Mleczko i wszystko samemu zjeść. Wiem, straszny ze mnie łasuch. Inni mają gry komputerowe albo nawet bardzo dużą zabawkę, czyli samochód, któremu poświęcają swój czasu . Jeszcze inni mają tak, że gdy coś sobie w sklepie upatrzą, to aż świeca im się oczy. Trochę tak, jak dziecko, które chce nową zabawkę i jakimś dziwnym trafem właśnie tę najdroższą... Ja jestem typem człowieka raczej oszczędzającego, więc przeważnie potrafię wszystko dobrze przekalkulować, czy rzeczywiście potrzebuję daną rzecz. Wiecie, czasami też kupię sobie coś, co później rzucę w kąt, ale i tak robię to dużo rzadziej niż mój partner. Z Niego to dopiero jest gadżeciarz i zbieracz bibelotów, ale m.in. za to Go kocham.

O moim obrażaniu się o błahostki już pisałem. Myślę, że ma to jednak swój urok, bo mój partner cały czas mnie kocha. 

Na koniec chyba podstawowa rzecz z dzieciństwa, która jest widoczna szczególnie u gejów. Dziwię się, że heteroseksualni mężczyźni tak nie mają, tzn. tak mi się wydaje. Jak dzieci przytulają się do swoich rodziców, tak i teraz uwielbiamy wtulać się w swojego partnera. Tak, jak kiedyś w ramionach rodziców każdy czuł się bezpiecznie, tak teraz poczucie bezpieczeństwa zapewnia nam chłopak/partner/narzeczony/mąż. Nigdy nie zrezygnuję z wtulania się w mojego Skarba. Nie ma mowy! Zapach ciała i perfumy tak na mnie działają, że nie mogę się od Niego oderwać.

Czyli jestem taki dużym dzieckiem i się tego nie wstydzę! :)

środa, 16 marca 2016

Jak to jest być gejem w innym kraju?

Wszyscy dobrze wiemy, jak wygląda życie geja w Polsce. Wiemy też, że gej w mieście ma z reguły o wiele łatwiej niż gej na wsi czy w małym miasteczku... Ale jak to jest być gejem w innym kraju? Ja mam doświadczenia z dwóch krajów - Stanów Zjednoczonych i Francji, tzn. tylko tam zwracałem na to uwagę. W rankingu portalu PlanetRomeo - Gay Happiness Index (jak do każdego rankingu, także do niego trzeba podchodzić z pewnym dystansem), kraje te zajmują odpowiednio 26. i 21. miejsce. Dla porównania, Polska jest. 51.

W USA byłem trzy lata temu, wtedy jeszcze jako zagubiony gej-singiel. Miałem wystarczająco dużo czasu na przyglądanie się ludziom oraz ich poznawanie. Nie ma takiego drugiego kraju, w którym różnorodność i inność byłaby jego największą siłą. Spotkasz tam ludzi o wszystkich kolorach skóry, mówiących praktycznie wszystkimi językami, wyznających każdą religię, reprezentujących wszystkie możliwe poglądy... Właśnie za to kocham ten kraj! Za tę feerię barw! Jeśli kiedyś tak by się zdarzyło, że musiałbym wyprowadzić się z Polski, to moim nowym domem byłyby na pewno Stany Zjednoczone. Mam już nawet upatrzony taki przepiękny zakątek, ale nikomu o nim nie powiem, bo wtedy każdy chciałby tam mieszkać :P

Wracając do tematu... W USA, szczególnie w dużych miastach. widziałem wielu gejów, wiele lesbijek i co najważniejsze - nikomu nie przeszkadzali, nikt krzywo na nich nie patrzył. Miałem też okazję poznać dalekiego kuzyna i w dodatku geja. Zazdrościłem mu odwagi w związku z coming outem. Jest 2 lata młodszy ode mnie, a wyjście z szafy zaliczył mając 16 lat. Od ośmiu lat cieszy się on pełną akceptacją całej rodziny, z ponad 90-letnimi dziadkami włącznie. Moi dziadkowie nigdy się nie dowiedzą, bo wiadomość o wnuku-geju w połączeniu ze ślepym katolicyzmem i pisowskim fanatyzmem mogłaby się bardzo negatywnie odbić na ich zdrowiu. Mój kuzyn nigdy nie krył tego, że jest gejem. Wszyscy o tym wiedzą i naturalnym jest, że gdy koledzy mówią o dziewczynach, on może śmiało mówić o swoim chłopaku. Ze względu na to, że kuzyn jest osobą znaną, dokonał on także publicznego coming outu. Było o nim głośno. Dokładnie wszystko wtedy śledziłem i nie natrafiłem na ani jeden negatywny komentarz dotyczący jego osoby. Dawno z nim nie rozmawiałem, więc chyba czas znowu się odezwać...

Jeśli chodzi o Francję, to byłem tam w wakacje z moim partnerem. Odwiedziliśmy m.in. Paryż. Powiem szczerze, był to pierwszy raz, kiedy bez żadnego skrępowania, chodząc po ulicy, trzymaliśmy się za ręce czy całowaliśmy. To był naprawdę niesamowity czas, bo nie musieliśmy zastanawiać się, co sobie ktoś o nas pomyśli. Prawdą jest, że poza Polską, będąc w innym kraju, łatwiej sobie na to pozwolić. Tym bardziej, że w naszym kraju poziom homofobii jest bardzo wysoki, więc taki spacer byłby oznaką wielkiej odwagi. Szczególnie, że niestety społeczeństwo nam się radykalizuje. We Francji jako para gejów cieszyliśmy się dużym zaufaniem otoczenia, bo cały czas proszono nas o zrobienie zdjęcia. Wśród nich byli Japończycy, całe rodziny, ludzie starsi i młodsi... Gdy chcieliśmy, żeby ktoś nam zrobił zdjęcie, nigdy nie spotkaliśmy się z odmową. Po powrocie, trudno było nam znów przyzwyczaić się do polskich realiów.

Chcielibyśmy w Polsce czuć się chociaż w połowie tak dobrze, jak czuliśmy się we Francji lub jak mój kuzyn żyjący sobie za oceanem. Ciekawe, ile jeszcze lat minie? Liczymy, że dożyjemy czasów, kiedy i w Polsce będziemy mogli wziąć ze Skarbem ślub, w końcu zaręczyny już były. A jakie są Wasze zagraniczne doświadczenia?

poniedziałek, 14 marca 2016

Porno i sex-zabawki

Pisałem ten post dwa dni (czyli jak to ubrać w słowa), a kolejny dzień zastanawiałem się, czy go wstawić... Wygrało stwierdzenie "nic, co ludzkie, nie jest mi obce". Postaram się więc pokazać Wam mój stosunek do tytułowych spraw. Nie jest on negatywny. Powiem nawet, że mam z nimi same pozytywne doświadczenia.

Jeżeli chodzi o porno z pięknymi mężczyznami, seksem w różnych konfiguracjach, różnych miejscach i różnych pozycjach - rozmarzyłem się... Jeśli tylko traktuje się takie filmy jako fikcję i wymysły reżyserów, to wszystko jest OK, taki "Klan" czy "M jak miłość" w wersji hardcore. Gdy jest się singlem, jakoś trzeba sobie radzić z napięciem seksualnym, więc wiadomo, że takie filmiki często goszczą na komputerze. Często przecież jest tak, jak w moim przypadku, że w grę nie wchodzą sex-spotkania. W momencie, gdy poznałem mojego Księcia, porno przestało dla mnie istnieć. Byłem Nim tak zafascynowany, że zupełnie nieświadomie zrezygnowałem z komputerowych uciech. Po ok. roku zacząłem wracać do porno i powiedziałem partnerowi o tym. Jesteśmy do siebie bardzo podobni - obaj szukamy praktycznie tych samych scen i aktorów podobnych do partnera. Nie traktujemy tego, jako formę zdrady. Podchodzimy do tego zdroworozsądkowo - dla nas jest to forma rozładowania, gdy nie widzimy się przez 2-3 dni lub gdy nie dochodzi między nami do seksu, bo zmusza nas do tego sytuacja (np. gdy muszę już wyjść i zostawiam rozpalonego partnera samego w domu). Śmiejemy się, że jest to takie porno z tęsknoty. Czasami zastanawiamy się nad wspólnym oglądaniem, ale jakoś nie czuję, by było mi to potrzebne. Gdy jesteśmy razem, myślę tylko o Nim i nie w głowie mi gapienie się na cudze, nawet najpiękniej wyrzeźbione klaty, umięśnione ramiona, jędrne pośladki czy solidne sprzęty. Może jednak kiedyś spróbujemy... Wszystko przed nami.

Sex-zabawki... Powiem szczerze - dopóki nie spróbujesz, nie wiesz, ile wcześniej traciłeś. Oczywiście, nikogo nie zmuszam do tego, bo jest to indywidualna sprawa każdego z nas. Najważniejszą rzeczą jednak jest to, że korzystanie z gadżetów musi sprawiać przyjemność obu stronom. Nie wyobrażam sobie, by jeden z partnerów czuł się nieswojo. My takich zabawek mamy kilka, ale nie korzystamy z nich zbyt często. Ba! Nawet rzadko. Ważne jest, by traktować to jako formę urozmaicenia życia erotycznego, a nie jego podstawę. Mój Książę wprowadzał mnie w ten świat stopniowo. Świadomie dawkował mi zabawkowe doznania. Wcale nie musi byś tak, że partner już nie wystarcza. Po prostu czasami warto zrobić coś innego, doświadczyć czegoś nowego.

Prawda jest taka, że wszystko jest dla ludzi - gdyby nikt z tego nie korzystał, nie byłoby potrzeby tworzenia nowych filmów czy wymyślania nowych gadżetów erotycznych. Ja jestem zdania, że w granicach rozsądku, należy spróbować wszystkiego. Oczywiście, każdy z nas takie granice ma postawione w innym miejscu, więc to, co dla mnie jest już niedopuszczalne (np. trójkąty i inne wielokąty), dla innych jest czymś w zasadzie normalnym. Nie należy do mnie ocenianie innych par, które takie potrzeby mają. Jesteśmy wolnymi ludźmi, więc gdy ktoś znajdzie partnera, który ma takie same potrzeby, to tylko powinniśmy się z tego cieszyć.

piątek, 11 marca 2016

Jak przetrwać mini-kryzys?

Pewnie każdy, kto był już kiedyś w związku z drugą osobą, przeżył też kryzys. Przyznaję się bez bicia - jestem mistrzem obrażania się. Wtedy nie odzywam się, nie odpisuje na sms-y, jestem niedostępny... Wiem, zachowuję się wtedy jak dziecko, ale cóż.. Tak już mam.. Potrafiłem nawet obrócić się na pięcie i wrócić ze spaceru do domu - tak, była taka sytuacja. Nie powiem, staram się nad sobą pracować, ale na skutki pewnie przyjdzie mi jeszcze poczekać. Gdyby na miejscu mojego partnera był ktoś inny, pewnie już dawno kopnąłby mnie w tyłek. Musi mieć On do mnie bardzo dużo cierpliwości... Prawdą jest też, że obaj mamy swoje charakterki i często nie potrafimy drugiemu ustąpić. Po kłótniach, z perspektywy czasu widzimy, że prawda przeważnie leży pośrodku.

Na naszym przykładzie postaram się Wam pokazać, co można zrobić, by takie mini-kryzysy przetrwać i wyciągać z nich wnioski.

1. W sytuacjach życia codziennego drobne sprzeczki o jednorazowe błahostki (jak źle odłożony garnek) zdarzają się bardzo często. Czasami lepiej takie sytuacje puścić w niepamięć. Pamiętajcie, że takie rzeczy zdarzają się obu stronom i za chwilę to Wy możecie mieć coś na sumieniu. Po co zawracać sobie głowę drobiazgami, gdy inne rzeczy są o wiele ważniejsze? Po co robić z igły widły? Powiem szczerze, nawet mnie się to czasami udaje i jestem szczęśliwy, że potrafię już wznieść się ponad moje obrażalstwo. 

2. Gdy jedna i ta sama błahostka powtarza się regularnie, warto o niej wspomnieć partnerowi. Mimo, iż np. zostawienie odkręconej tubki z pastą do zębów może być denerwujące, powinniśmy zachować umiar. Trzeba uważać, żeby nie powiedzieć tego tak, jakby od tego zależało Wasze wspólne życie. Wystarczy niezobowiązujące zasugerowanie problemu, a partner wszystko zrozumie.

3. Często kłótnie zaczynają się w wyniku niezrozumienia sms-ów pisanych przez partnera. Prawda jest taka, że sms jest jednym z największych wrogów wszystkich związków. Często jest to skrócona myśl, nie oddająca właściwej intencji i nie pokazująca intonacji czy tembru głosu. Nie to, co rozmowa, z niej dowiemy się wszystkiego. U nas jest tak, że ja staram się dzwonić, a mój partner pisze sms-y. Tylko, że to ja muszę się później zastanawiać, co tak naprawdę chciał przez to czy tamto powiedzieć. Jakoś nie idzie mi zmienianie Jego przyzwyczajenia...

4. Jeśli kryzys bierze się z poświęcania partnerowi mniejszej uwagi, warto się nad sobą zastanowić. Mój przypadek jest bardzo osobliwy. Zauważyłem, że podczas wyjazdów czy wakacji jestem tak zaoferowany otoczeniem, że wszystko schodzi na drugi plan. Potrafię się wyłączyć i nie wiem, że partner coś do mnie mówi. Okazuje się, że ja wtedy nawet składnie odpowiadam (niestety, nie zawsze zgodnie z prawdą), ale nic z tego nie pamiętam... Wie ktoś może, czy ma to jakąś fachową nazwę? Obaj mieliśmy dość zepsutych wyjazdów, więc udało się wypracować sposoby, żeby tego uniknąć - trzeba zacząć zdanie o wypowiedzenia mojego imienia lub zwyczajnie szturchnąć w ramię. Działa. Ja sam staram się jednak już nie dopuszczać do takich sytuacji i chyba pierwsze efekty tego już widać.

Przedstawiłem tutaj tylko kilka sposobów na przetrwanie kryzysowych bolączek. Może nie są to jakieś wymyślne sposoby, ale ważne, że efektywne. Celowo nie opisałem tutaj kryzysów na płaszczyźnie uczuciowej, bo w nich nieunikniona jest szczera i długa rozmowa. Wszystkie bolesne sprawy należy wtedy wyjaśniać. Trzeba nie tylko starać się, ale i rzeczywiście zrozumieć racje i potrzeby partnera. Pamiętajcie, zawsze można znaleźć kompromis. Najważniejsze jest jednak to, by w ogóle do konfliktów nie doprowadzać. Wtedy nie będziemy marnować czasu na ich rozwiązywanie. Przecież każdy wolałby spędzić czas wtulając się w partnera, a nie na samotnym wkurzaniu się i mówieniu "znowu to samo".