Pewnie każdy, kto był już kiedyś w związku z drugą osobą, przeżył też kryzys. Przyznaję się bez bicia - jestem mistrzem obrażania się. Wtedy nie odzywam się, nie odpisuje na sms-y, jestem niedostępny... Wiem, zachowuję się wtedy jak dziecko, ale cóż.. Tak już mam.. Potrafiłem nawet obrócić się na pięcie i wrócić ze spaceru do domu - tak, była taka sytuacja. Nie powiem, staram się nad sobą pracować, ale na skutki pewnie przyjdzie mi jeszcze poczekać. Gdyby na miejscu mojego partnera był ktoś inny, pewnie już dawno kopnąłby mnie w tyłek. Musi mieć On do mnie bardzo dużo cierpliwości... Prawdą jest też, że obaj mamy swoje charakterki i często nie potrafimy drugiemu ustąpić. Po kłótniach, z perspektywy czasu widzimy, że prawda przeważnie leży pośrodku.
Na naszym przykładzie postaram się Wam pokazać, co można zrobić, by takie mini-kryzysy przetrwać i wyciągać z nich wnioski.
1. W sytuacjach życia codziennego drobne sprzeczki o jednorazowe błahostki (jak źle odłożony garnek) zdarzają się bardzo często. Czasami lepiej takie sytuacje puścić w niepamięć. Pamiętajcie, że takie rzeczy zdarzają się obu stronom i za chwilę to Wy możecie mieć coś na sumieniu. Po co zawracać sobie głowę drobiazgami, gdy inne rzeczy są o wiele ważniejsze? Po co robić z igły widły? Powiem szczerze, nawet mnie się to czasami udaje i jestem szczęśliwy, że potrafię już wznieść się ponad moje obrażalstwo.
2. Gdy jedna i ta sama błahostka powtarza się regularnie, warto o niej wspomnieć partnerowi. Mimo, iż np. zostawienie odkręconej tubki z pastą do zębów może być denerwujące, powinniśmy zachować umiar. Trzeba uważać, żeby nie powiedzieć tego tak, jakby od tego zależało Wasze wspólne życie. Wystarczy niezobowiązujące zasugerowanie problemu, a partner wszystko zrozumie.
3. Często kłótnie zaczynają się w wyniku niezrozumienia sms-ów pisanych przez partnera. Prawda jest taka, że sms jest jednym z największych wrogów wszystkich związków. Często jest to skrócona myśl, nie oddająca właściwej intencji i nie pokazująca intonacji czy tembru głosu. Nie to, co rozmowa, z niej dowiemy się wszystkiego. U nas jest tak, że ja staram się dzwonić, a mój partner pisze sms-y. Tylko, że to ja muszę się później zastanawiać, co tak naprawdę chciał przez to czy tamto powiedzieć. Jakoś nie idzie mi zmienianie Jego przyzwyczajenia...
4. Jeśli kryzys bierze się z poświęcania partnerowi mniejszej uwagi, warto się nad sobą zastanowić. Mój przypadek jest bardzo osobliwy. Zauważyłem, że podczas wyjazdów czy wakacji jestem tak zaoferowany otoczeniem, że wszystko schodzi na drugi plan. Potrafię się wyłączyć i nie wiem, że partner coś do mnie mówi. Okazuje się, że ja wtedy nawet składnie odpowiadam (niestety, nie zawsze zgodnie z prawdą), ale nic z tego nie pamiętam... Wie ktoś może, czy ma to jakąś fachową nazwę? Obaj mieliśmy dość zepsutych wyjazdów, więc udało się wypracować sposoby, żeby tego uniknąć - trzeba zacząć zdanie o wypowiedzenia mojego imienia lub zwyczajnie szturchnąć w ramię. Działa. Ja sam staram się jednak już nie dopuszczać do takich sytuacji i chyba pierwsze efekty tego już widać.
Przedstawiłem tutaj tylko kilka sposobów na przetrwanie kryzysowych bolączek. Może nie są to jakieś wymyślne sposoby, ale ważne, że efektywne. Celowo nie opisałem tutaj kryzysów na płaszczyźnie uczuciowej, bo w nich nieunikniona jest szczera i długa rozmowa. Wszystkie bolesne sprawy należy wtedy wyjaśniać. Trzeba nie tylko starać się, ale i rzeczywiście zrozumieć racje i potrzeby partnera. Pamiętajcie, zawsze można znaleźć kompromis. Najważniejsze jest jednak to, by w ogóle do konfliktów nie doprowadzać. Wtedy nie będziemy marnować czasu na ich rozwiązywanie. Przecież każdy wolałby spędzić czas wtulając się w partnera, a nie na samotnym wkurzaniu się i mówieniu "znowu to samo".
Ja ze swoim kłócę się o kilka rzeczy jak długi sen, wypad do kolegi raz na kwartał. Nie umiem bez niego żyć, każda chwila bez niego jest dla mnie okropna. Dąsam się, kłócę ale po kilku dniach wszystko wraca do normy. Trudny ze mnie facet.
OdpowiedzUsuńPanowie (Panie), sprawa jest w gruncie rzeczy banalna. Każdy związek przeżywa takie sytuacje. I miarą trwałości takiego związku jest to, jak skutecznie potrafimy sobie z takimi sytuacjami radzić. Kiedyś swojemu ukochanemu powiedziałem w kłótni: "ty jesteś jak kobieta, musisz mieć swój PMS". A on na to: "kobieta ma to raz w miesiącu, a ty codziennie". Wtedy w jednej chwili zrozumiałem, że nawet najsilniejsza miłość może zabić związek. Zrozumiałem, że każdy z nas ma prawo do swoich słabości i nawyków. Za to właśnie go kocham. I nie jest istotne, że sprzątam po nim części garderoby, naczynia itp. Kocham go, więc nie ma to znaczenia. I tak jest w każdym związku, bez względu na orientację. Ale jeśli się naprawdę kochamy, to nic złego się nie stanie, bo pokonamy swoje problemy. Powiemy sobie spokojnie, bez złości, co nas denerwuje. I obydwie strony to zrozumieją. A to, że nie od razu będzie tak jak chcemy, to rzecz normalna. Tylko trzeba chcieć to zrozumieć. I tyle moich refleksji na ten temat. Pozdrowienia :)
OdpowiedzUsuńOj tak. Zasady funkcjonowania związku homoseksualnego i heteroseksualnego są takie same. Nikt nie jest idealny. Każdy ma swoje wady i zalety, ale przecież kocha się nie za szczegóły, a za całokształt.
OdpowiedzUsuń:) czytałem i jakbym czytał o nas.
OdpowiedzUsuńU nas to już jest na tym etapie z błahostkami powtarzającymi się często, że obaj przywykliśmy do nich i nie zwracamy uwagi (darowaliśmy sobie zwracanie uwagi, bo i tak się nie zmienimy). Mój facet podczas robienia obiadu nie zmywa od razu, tylko brudzi wszystko po kolei (co mnie u niego irytuje), a ja nie zmienię tego, że po użyciu pianki do włosów nakrętkę zostawiam na pralce i nie odkładam tego na swoje miejsce.
Receptą w tym wszystkim jest niezastąpiona rozmowa i chęć do niej.