Coraz bardziej utwierdzam się w tytułowym twierdzeniu, ale żeby nie było, przyznaję, że ja tez czasami łapię się na dziecinnym zachowaniu... Niestety, a może i stety, nikt drugi raz już nas nie wychowa, więc możemy cieszyć się z takiego podejścia do wielu spraw. Chociaż czasami jednak przydałoby się włączyć zdroworozsądkowe myślenie, szczególnie w poważnych sprawach...
W tym momencie będę wylewać swoje złości, żale i frustracje... A będą one dotyczyć bliskich mi mężczyzn, czyli narzeczonego i taty. Obaj boją się lekarzy, a wszelkie objawy chorobowe są przez nich bagatelizowane. Co z tego, że tłumaczysz, a czasami nawet straszysz... Mówisz, żeby zrobili podstawowe badania, poszli do lekarza, wzięli wolne w pracy... Nic sobie z tego nie robią. Ja rozumiem, że praca jest ważna, ale jak można zaniedbać to, co powinno być jednak dużo ważniejsze? Takim właśnie sposobem mój tata doprowadził się do stanu, że praktycznie w ostatniej chwili uciekł grabarzowi spod łopaty. Wolę odwiedzać Go w szpitalu, niż na cmentarzu... Co takiego strasznego jest w lekarzach? Co takiego jest w wielu mężczyznach, że panicznie boją się ludzi w białych kitlach? Ja nigdy nie miałem z tym problemu - jestem chory, to idę do lekarza. Przypisze mi leki i po kilku dniach jestem zdrowy, ale gdybym tego nie zrobił, pewnie dwa tygodnie by nie wystarczyły... Piję tutaj do mojego Skarba. Jest chory od miesiąca, ale poszedł do lekarza dopiero wtedy, gdy tak Go zmogło, że nie miał sił wstać rano do pracy. I tak, dzisiaj jest już czwarty dzień leżenia w łóżku, czwarty dzień bez całowania (bo mnie zarazi)... Doszło do tego, że muszę kraść buziaki. A tak w ogóle, do wizyty u lekarza ze zdjęcia (Dr Mike z Nowego Jorku) na pewno nikt nie musiałby mnie namawiać :D
Gdy facet usłyszy "nie rób tego", to możemy być praktycznie pewnie, że właśnie to zrobi. Taka już jest nasza męska natura, że wszelkie rady ignorujemy, bo sami wszystko wiemy i umiemy najlepiej. Z dziećmi jest podobnie. Zresztą sami wszyscy dobrze to znamy, bo każdy z nas przez to przeszedł. Ile razy słyszeliście "nie biegaj tak, bo się przewrócisz!"? A pamiętacie, co wtedy się działo? No właśnie...
Dziecko ma swoje zabawki, ale dorosły mężczyzna także je ma: samochód, gadżety, bardzo wyszukane zachcianki. Ja kocham słodycze. Potrafię kupić żelki, czekoladę z orzechami, Toffifee czy Ptasie Mleczko i wszystko samemu zjeść. Wiem, straszny ze mnie łasuch. Inni mają gry komputerowe albo nawet bardzo dużą zabawkę, czyli samochód, któremu poświęcają swój czasu . Jeszcze inni mają tak, że gdy coś sobie w sklepie upatrzą, to aż świeca im się oczy. Trochę tak, jak dziecko, które chce nową zabawkę i jakimś dziwnym trafem właśnie tę najdroższą... Ja jestem typem człowieka raczej oszczędzającego, więc przeważnie potrafię wszystko dobrze przekalkulować, czy rzeczywiście potrzebuję daną rzecz. Wiecie, czasami też kupię sobie coś, co później rzucę w kąt, ale i tak robię to dużo rzadziej niż mój partner. Z Niego to dopiero jest gadżeciarz i zbieracz bibelotów, ale m.in. za to Go kocham.
O moim obrażaniu się o błahostki już pisałem. Myślę, że ma to jednak swój urok, bo mój partner cały czas mnie kocha.
Na koniec chyba podstawowa rzecz z dzieciństwa, która jest widoczna szczególnie u gejów. Dziwię się, że heteroseksualni mężczyźni tak nie mają, tzn. tak mi się wydaje. Jak dzieci przytulają się do swoich rodziców, tak i teraz uwielbiamy wtulać się w swojego partnera. Tak, jak kiedyś w ramionach rodziców każdy czuł się bezpiecznie, tak teraz poczucie bezpieczeństwa zapewnia nam chłopak/partner/narzeczony/mąż. Nigdy nie zrezygnuję z wtulania się w mojego Skarba. Nie ma mowy! Zapach ciała i perfumy tak na mnie działają, że nie mogę się od Niego oderwać.
Czyli jestem taki dużym dzieckiem i się tego nie wstydzę! :)