wtorek, 31 maja 2016

Moje poświęcenie

Dawno się nie odzywałem. Wiem, miałem pisać częściej, ale ostatnio wolnych chwil w mym kalendarzu brakuje. Wiele razy siadam do komputera, włączam opcję pisania nowego postu i stwierdzam, że nie mam sił, a jedyne o czym myślę, to moje łóżeczko. Przez ostatnie dwa miesiące moje życie obraca się wokół trzech tematów - praca, dom i mój Skarb, dla którego nie zawsze mam tyle czasu, ile obaj byśmy chcieli. Trochę się nawet o to kłócimy, w zasadzie nie tylko o to, bo też o moją fascynację pracą, o moje łamanie obietnic (nie zawsze celowe) i częstą zmianę zdania.


Okazało się też, że ja i mój partner mamy także troszeczkę inne poglądy na niektóre sprawy. Groziło to nawet rozstaniem z miłości. Ba! My nawet przez kilka godzin byliśmy singlami, ale udało nam się porozumieć. Dla naszego wspólnego dobra, bo bardzo mojego Skarba kocham, postanowiłem zrezygnować z jednego ze swoich marzeń, a raczej realizacji tego marzenia w pojedynkę, co umożliwia mi firma - chodzi o zagraniczne wyjazdy szkoleniowe. Jestem zdania, że jeśli firma daje Ci możliwości rozwoju i doskonalenia się, powinno się korzystać, bo później "przez przypadek" firma zrezygnuje z Ciebie. Dla mnie taka postawa jest świadomym zwalnianiem się z pracy - tak Misiu, cały czas tak myślę. Powiem szczerze, nie było to łatwe, ale czego nie zrobi się dla ukochanej osoby? Jakby nie było, jest to z mojej strony niemałe poświęcenie, które mam nadzieję, zostanie przez mojego partnera docenione. W końcu jest całym moim światem. Tak naprawdę, to zrobiło mi się jednak bardzo smutno, bo okazało się, że coś, co sprawiłoby mi dużą przyjemność a zarazem przydało w pracy, delikatnie mówiąc - nie spotkało się z akceptacją partnera. Niech mi teraz powie, że mi na Nim nie zależy :P Sam nie wiem, co było dla Niego ważniejszym argumentem: obawa, że Go zdradzę (chociaż wcale do tego nie potrzeba wyjazdów, o czym pisałem w jednym ze wcześniejszych postów) czy to, że będzie się o mnie bać i martwić. Tak właśnie teraz o tym pomyślałem....

Wiecie co? Ja nie będę od Niego wymagać żadnych poświęceń. To trochę nie jest w moim stylu - po prostu akceptuję Go ze wszystkimi Jego wadami i zaletami. Będę dopingował Go w realizowaniu swoich pasji oraz wspierał w dążeniu do wyznaczonego celu. Jeśli On będzie szczęśliwy, to i ja też będę!

sobota, 14 maja 2016

Coming out w pracy

Właśnie mija mój pierwszy miesiąc w nowej pracy. Muszę powiedzieć, że spełniam się tam całkowicie - chyba nic lepszego nie mogło mi się trafić. Mam już swoje małe sukcesy i to one napędzają mnie do bycia jeszcze lepszym w tym, co robię. Taki legalny doping. Pracuję z samymi kobietami i mnie osobiście bardzo to pasuje. W końcu jako gej, świetnie się z nimi dogaduję. Co najważniejsze - zostałem zaakceptowany jako pierwszy facet w oddziale. Wszyscy jesteśmy w podobnym wieku i tak naprawdę, to mamy podobne problemy... Wydawać by się mogło, że dla geja idealną pracą jest ta z innymi mężczyznami, ale w moim przypadku tak nie jest. Nie potrafię zrozumieć psychiki heteryków i ich seksistowskich żartów o kobietach.

Jakiś czas temu pisałem, że jestem gotowy na kolejne coming outy... Rozmawiałem też o tym z moim mężczyzną. Uświadamiał mnie, że moje koleżanki w pracy mogą podejrzewać mnie o bycie gejem. Twierdził, że moje zachowanie i sposób bycia mogą zdradzać orientację... Nie chciałem mu wierzyć, ale teraz przyznaję rację! 
 
Tak, kolejny coming out za mną, w dodatku taki trochę niespodziewany, bez żadnego przygotowania. Czwartek zaczął się fatalnie - zamiast 50 minut, do pracy jechałem 3 godziny... W pracy byłem spóźniony 1,5 godziny... Właśnie to wydarzenie stało się tematem mojej rozmowy z jedną z koleżanek z pracy. Pytała, czy zamierzam przeprowadzić się do Poznania. Oczywiście odpowiedziałem, że tak, ale latem, na przełomie lipca i sierpnia. Dalej zapytała: "Pokój czy mieszkanie?". "Mieszkanie" - odparłem. "Ale sam czy z kimś? A w ogóle to masz dziewczynę?". I tutaj bez żadnego namysłu, ale za to z rozbrajającą szczerością i wielkim uśmiechem odpowiedziałem: "Nie. Chłopaka...". Jej reakcja była rewelacyjna, tak mniej więcej: "No co ty? Wiedziałam! Tak coś podejrzewałam, bo jesteś zbyt zadbany i poukładany." Wiecie jak mi ulżyło? Dalej chwilę jeszcze porozmawialiśmy o moim Skarbie, ile ma lat, jak długo jesteśmy razem i że ma koleżankę bi... Powiem Wam, że było to przyjemne i bardzo dobrze czułem się z tym, że mogę o takich rzeczach swobodnie z kimś rozmawiać. Życzę każdemu z Was, żeby tylko takie reakcje towarzyszyły Waszym coming outom. Sobie także tego życzę. Gdy o całej tej sytuacji opowiedziałem  mojemu Słodziakowi, usłyszałem, że jest ze mnie dumny. To bardzo miłe! Dziękuję!

Chyba teraz będzie mi już łatwiej, a poza tym - bardzo tego chcę. Chcę żyć otwarcie, dzielić się z innymi moim szczęściem... Wiem, na wszystko przyjdzie czas, ale już teraz planuję stawianie kolejnych kroków :)

piątek, 6 maja 2016

Post muzyczny - Eurowizja

Wielkimi krokami zbliża się kolejna Eurowizja. Od zawsze lubiłem oglądać transmisje z tego festiwalu. I w tym roku na pewno też będę oglądać. Za sobą mam już przesłuchanie wszystkich konkursowych piosenek, więc mam też swoich faworytów. Moja dziesiątka to: Justs z Łotwy, Jamala z Ukrainy, Amir z Francji, Dami In z Australii, Sergey Lazarev z Rosji, Greta Salóme z Islandii, Lighthouse X z Danii, Barei z Hiszpanii, Samra z Azerbejdżanu i będąc patriotą - nasz Michał Szpak. Nasza piosenka nie przypadła mi do gustu, a nawet powiem, że jej nie lubię. Wiem jednak, że wielu ludziom naprawdę się podoba (i to nie tylko w Polsce), więc szanuję gust innych. Ja i mój partner zagłosowaliśmy na Edytę Górniak - szkoda, że się jej nie udało. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś zdecyduje się na występ...


Mimo, iż dla wielu Eurowizja to festiwal kiczu i tandety, to jednak nikt jeszcze nie wymyślił innego sposobu na promowanie w Europie (ale i nie tylko) mniej znanych artystów z mniejszych krajów. Gdyby nie Eurowizja, nigdy bym nie usłyszał "Love Injected" fantastycznej Aminaty Savadogo z Łotwy. Dla mnie była to najlepsza piosenka zeszłorocznego konkursu. Oj! Miałem wtedy ciarki! W tym roku także najbardziej spodobała mi się łotewska piosenka. I to wcale nie tylko dlatego, że śpiewający ją Justs jest przystojny. Okazało się, że muzykę i słowa napisała wspomniana już przeze mnie Aminata. "Heartbeat" to naprawdę dobra piosenka i w tym roku prawdopodobnie na nią zagłosuję.

Prawdą jest, że wiele krajów stosuje głosowanie sąsiedzkie, przyjacielskie. Wiadomo, że Europa Wschodnia głosuje na siebie, Bałkany na siebie, a Skandynawia na siebie. Tylko my, Polacy, jesteśmy takimi sierotkami, których nikt nie lubi. Zmiany w sposobie punktacji chyba jednak zmierzają w dobrą stronę, bo przez ostatnie dwa lata udawało nam się dostać do finału konkursu. Chociaż nadal mamy niemalże stuprocentową pewność, że Cypr i Grecja wymienią się dwunastkami, albo że Armenia i Azerbejdżan dadzą sobie jakże okrągłe "0". Niestety, trochę polityki zawsze w tym będzie.

Wracając do zeszłorocznej Eurowizji. Wygrał ją Måns Zelmerlöw, który pozował nago w brytyjskim magazynie dla gejów i biseksualistów Gay Times (GT). Wokalista tuż przed konkursem zasłynął wypowiedzią, że homoseksualizm nie jest normalny, co wywołało duże oburzenie wśród fanów Eurowizji. Później tłumaczył, że jego słowa zostały błędnie odebrane, a osobiście bardzo szanuje osoby homoseksualne. Rozumiem go, bo z własnego doświadczenia wiem, że nie zawsze powie się to, co naprawdę chce się powiedzieć. Czasami już zastosowanie skrótu myślowego, może diametralnie zmienić sens naszej wypowiedzi.

Kto wygra w tym roku? Przekonamy się w sobotę, 14 maja, w godzinach bardzo późnowieczornych :)

wtorek, 3 maja 2016

Ciężkie dni

Dziś mam ciężki dzień...
Ciężkie dni za mną...
Kolejne ciężkie dni przede mną...

Jestem rozkojarzony, nieobecny, sfrustrowany, bezsilny...
Rozmyślam, zamartwiam się...
Gadam głupoty, mam najgorsze myśli...

I ten mętlik w głowie...
Nikt mnie nie rozumie...
Znikąd wsparcia...

Wiem, nie jestem ideałem...
Mam swoje za uszami...
Ale nie jestem zły...

Chciałbym być silny...
Nie jestem...
I pewnie nigdy nie będę...

Nawarstwiające się problemy...
Pozostawiony sam sobie...
Bez perspektyw...